Wiaczesław Iwankow – ojciec chrzestny rosyjskiej mafii
13.10.2016 | aktual.: 13.10.2016 17:16
Ten były zapaśnik przestępcą został w latach 60. ubiegłego wieku. Pierwsze pieniądze zdobył, okradając spekulantów i nielegalnych przedsiębiorców. Gdy postawiono go przed sądem, przedstawił sowieckiej temidzie zaświadczenie, że choruje na schizofrenię. Dzięki lewemu dokumentowi wykpił się od wysokiego wyroku.
Choć w 1981 roku latach zatrzymano go ponownie i skazano na 14 lat za kierowanie największą w ZSRR grupą przestępczą, na wolność wyszedł już za Gorbaczowa. Pierestrojka była dla niego złotym okresem. To wówczas tworzyły się podwaliny nowego ustroju Rosji – swoistej symbiozy oligarchicznych rządów i ochraniającej te rządy mafii. On, „Japończyk” (taką ksywę dano mu w więzieniu przez wzgląd na charakterystyczne rysy twarzy) był przez lata jednym z najważniejszych, najniebezpieczniejszych i najbardziej liczących się członków tego układu. Na jego pogrzeb, który odbył się 13 października 2009 roku, przybyli mafiosi z całego świata.
ZOBACZ TEŻ:
Dostał trzy kule w brzuch
Wiaczesław Iwankow zmarł cztery dni wcześniej. Do szpitala trafił po tym, jak został postrzelony przez snajpera, gdy wychodził z ekskluzywnej restauracji „Elephant”.
Choć „Japończyk” dostał trzy strzały w brzuch i jego stan początkowo był bardzo ciężki, dzięki staraniom lekarzy (przeszedł trzy operacje) dość szybko zaczął dochodzić do siebie. Stan Iwankowa poprawiał się z dnia na dzień, dlatego jego śmierć w trakcie pomyślnie przebiegającej, jak sądzono, rekonwalescencji była w Moskwie sporą sensacją.
W prasie zaraz pojawiły się spekulacje, komu mogło zależeć na wyeliminowaniu mafiosa. Jedna z plotek mówiła o rosyjskich służbach specjalnych, które chciały ograniczyć wpływy gangów w Rosji.
ZOBACZ TEŻ:
Chciał, by rosyjska mafia opanowała USA
Wiaczesław Iwankow był wpływową personą. W czasie pierestrojki udało mu się połączyć w jeden organizm większość zorganizowanych grup przestępczych w Rosji. Potęga struktury stworzonej przez Iwankowa była ogromna – samych „żołnierzy” miał on ponad 100 tysięcy. Mafia kontrolowała rynek broni, hazard, miała też swoje poważne udziały w przemyśle energetycznym, alkoholowym oraz surowcowym.
Ambicje „Japończyka” były jednak większe. Chciał wprowadzić rosyjską mafię do USA.
Iwankow zabrał się do tego profesjonalnie. Zaczął od zawarcia fikcyjnego małżeństwa, potrzebnego, by otrzymać obywatelstwo Stanów Zjednoczonych.
Dalej nie było już jednak tak pomyślnie. Za wymuszenie trzech milionów dolarów od dwóch rosyjskich imigrantów trafił na 9 lat do więzienia. Po odsiedzeniu wyroku został w 2004 roku wydalony do Rosji.
ZOBACZ TEŻ:
Do końca życia handlował bronią i narkotykami
Ojczyzna nie przywitała go czule. Jeszcze na moskiewskim lotnisku aresztowano go za zamordowanie w latach 90. dwóch obywateli Turcji.
Tym razem nie siedział jednak długo. Świadkowie odwołali wcześniej złożone obciążające go zeznania, a zgromadzone przez rosyjska milicję dowody tajemniczo „wyparowały”. Wiaczesław Iwankow mógł wrócić do handlu bronią i narkotykami.
Tak żył przez następne pięć lat, aż do fatalnego dla siebie lipcowego dnia 2009 roku. Do dziś nie wiadomo, kto wydał rozkaz pozbycia się gangstera. Tajemnicę swojej śmierci zabrał do grobu.