1. Dawcy organów z Kalifornii
Czterech kumpli postanowiło zrobić sobie nocny motocross na prywatnym terenie. Mieli tylko dwa motocykle, więc na każdy wsiadł kierowca i pasażer, co już samo w sobie było wyjątkowo idiotyczne, biorąc pod uwagę sposób, w jaki jeździ się na motocrossie. Żeby jeszcze bardziej napompować adrenalinę jeździli bez świateł i kasków. Księżyc był akurat na nowiu. Efekt wiadomy: po zderzeniu nikt nie przeżył. Policyjny patrol, który wezwał pogotowie, określił ich mianem "dawców organów".
Jak więc widać to mało zaszczytne miano – "dawcy organów" w odniesieniu do szalejących motocyklistów – jest popularne na całym świecie. A tak swoją ścieżką – u wśród rodzimych bikerów znalazłoby się co najmniej kilkunastu rocznie, którzy zasługiwaliby na nominowanie do nagrody Darwina.
Zobacz również:
* Blado, chudo i wesoło Blado, chudo i wesoło*
* Szkolenie "wojowników śmierci" Szkolenie "wojowników śmierci"*