Agnieszka Szulim lubi robić to "na żywca"
Maxim: Porozmawiajmy o twoich najbliższych planach zawodowych. Czy poza "Pytaniem" będziesz pojawiać się w innych programach?
Agnieszka Szulim: Nie mam pojęcia. Moja praca to przede wszystkim "Pytanie na śniadanie", z tego co wiem latem będziemy na antenie i to mnie bardzo cieszy. Być może wkrótce skupię się na czymś poza telewizją, ale to jeszcze mgliste plany. Resztę traktuję jak miłe bonusy, bardzo się cieszę, kiedy wpadają. "Bitwa na głosy" niestety się skończyła i to chwilowo jest mój największy dramat, bo było jak na fajnej kolonii, z której naprawdę szkoda wracać (śmiech).
Maxim: Widzę, że masz do tego raczej fatalistyczne podejście.
Agnieszka Szulim: Zauważyłam, że o dziwo, w tej branży łatwiej jest osobom, które nie spodziewają się gwiazdki z nieba. Lepiej cieszyć się z tego, co jest, niż oczekiwać fajerwerków.
Maxim: Podczas pracy na żywo na pewno zdarzają się rzeczy zabawne, zaskakujące, wymagające szybkiej reakcji. Pamiętasz o czymś takim?
Agnieszka Szulim: Zdarzyło mi się kilka razy "ugotować" na antenie, bo ktoś mnie rozśmieszył. To akurat są sympatyczne momenty. Pamiętam małą aferę, kiedy w "Kawie czy herbacie" kucharz zażartował, że wlewa do garnka wodę święconą z Lichenia. Były zarzuty, że jako prowadzący niewystarczająco mocno zaprotestowaliśmy. Innym razem wdałam się w sprzeczkę z aktorką, która bardzo gorliwie zapraszała widzów "Pytania na śniadanie" na film, w którym grała, do konkurencyjnej, komercyjnej stacji. Ale to jest właśnie swoisty urok programów na żywo - nigdy nie wiadomo, co się wydarzy.