Agnieszka Szulim lubi robić to "na żywca"
Maxim: Nie uważasz, że z dekady na dekadę zmienia nam się lista wartości przypisanych do szczęścia w życiu?
Agnieszka Szulim: Dawniej to było małżeństwo i dzieci, dziś już nie dla wszystkich. Mam wrażenie, że w XXI w. na nowo określamy nasze podejście do życia i związków. Dziś łatwiej jest coś zakończyć i szukać szczęścia od nowa, niż męczyć się i naprawiać. Znak czasów, żyjemy w dobie konsumpcjonizmu, przyzwyczajamy się, że człowiek może mieć w życiu więcej niż jeden udany związek...
Maxim: Naraz?
Agnieszka Szulim: Nie, absolutnie nie (śmiech). Chodziło mi o to, że rozwód nikogo już nie szokuje, nie jest wielką porażką. To, że ludzie się rozstają, nie znaczy, że przegrali życie.
Maxim: Czy wśród znajomych jesteś wyjątkiem, jeśli chodzi o podejście do zakładania rodziny?
Agnieszka Szulim: To zabawne, bo do niedawna miałam bardzo bezdzietne towarzystwo. Większość moich przyjaciółek nie miała dzieci i raczej nie zamierzała ich mieć. Dwa ostatnie lata odwróciły ten stan do góry nogami: najbardziej oporne dziewczyny urodziły. Nagle zmieniła się sytuacja, one same, ich podejście do życia. Dlatego nie wykluczam, że i ja w pewnej chwili wszystko przewartościuję.
Maxim: Tak bardzo zmienił się ich punkt widzenia?
Agnieszka Szulim: Bardzo mocno. Dziecko warunkuje wszystko, co się dzieje dookoła, staje się epicentrum świata. I rodzicom jest z tym fajnie, ale kiedy na to patrzę, wiem, że nie jestem jeszcze gotowa na takie podporządkowanie życia innej istocie.