Alpejska adrenalina
START:
SANKT MORITZ, DOLINA ENGADYNY
TERAZ, BO:
ALPY JESIENIĄ MIENIĄ SIĘ KOLORAMI. SZLAKI SĄ WYJĄTKOWO PRZYJAZNE I NIE TAK ZATLOCZONE JAK W ŚRODKU SEZONU. SŁOŃCA TEŻ NIE BRAK, WEDŁUG STATYSTYK ŚWIECI TAM PRZEZ 322 DNI W ROKU.
TYP AKTYWNOŚCI:
wędrówka górska KONDYCJA, UMIEJĘTNOŚCI:
wymagana umiarkowana kondycja
GDZIE I JAK:
Sankt Moritz nie trzeba nikomu reklamować. To jeden z najlepiej znanych światowych kurortów, lista koronowanych głów i „celebrities”, które go odwiedziły, wydaje się nie mieć końca. 80 lat temu odbyły się tu jedne z pierwszych Igrzysk Zimowych, 20 lat później kolejne. Samo miasto nad jeziorem, otoczone wyniosłymi górami robi duże wrażenie.
Nasza wyprawa zaczyna się wczesnym rankiem, kiedy nad górami ciągną się welony mgieł, szron przyprószył gdzieniegdzie trawę, dolina Engadyny dopiero budzi się do życia. Nieco zmarznięci ruszamy czerwoną kolejką zębatą na Muottas Muragi (2456 m.). Trochę przypomina ona stare, trzeszczące tramwaje warszawskie, za to widoki za oknem są jak piękne płótna. Drzewa mienią się wszystkimi odcieniami żółci, brązu, czerwieni, przypominając o późnej jesieni.
Docieramy w końcu do górnej stacji będącej zimą Mekką saneczkarzy, którzy z brawurą puszczają się w dół specjalnie wytyczoną trasą. Dotarli tu również król Faruq z Egiptu i słynna Evita Peron, uwiecznieni na zdjęciach, które dziś można oglądać na tarasie widokowym. Co roku taras przyciąga tłumy podczas celebrowanych na szczytach Muotatas Festiwalu wina, Alpejskiego Weekendu lub Festiwalu Jazzu. Spoglądamy w dół: jak na dłoni widać Sankt Moritz, iskrzące się w słońcu jeziora i sąsiednie miejscowości Celerinę, Champfer, Samedan...