Trwa ładowanie...
08-10-2007 13:00

Ci okropni lekarze

Ci okropni lekarzeŹródło: Jupiterimages
d2hq0ff
d2hq0ff

W ostatnich miesiącach lekarze nie mieli dobrej prasy - albo któregoś wyprowadzono w kajdankach za przyjmowanie gigantycznych łapówek lub współpracę z mafią, albo znowu banda bezwzględnych lekarzy – krwiopijców, najechała podwórko przed budynkiem Rady Ministrów, żądając tego, co im się od dawna należy. Tak się jakoś złożyło, że w tym trudnym czasie publikatory zadziwiająco mało uwagi poświęcały codziennym sprawom lekarzy i ich pacjentów. Pora więc napisać coś o tych okropnych, brzydkich i złych.

WYWIAD Z SAMYM SOBĄ
Jako, że żaden z kolegów lekarzy nie chciał użyczyć swoich personaliów, więc przyjmijmy, że jest to mój wywiad przeprowadzony z samym sobą. Wywiad przeprowadzę zgodnie z przyjętym obyczajem, zadając lekarzowi szereg typowych pytań. Na wstępie krótka informacja o rozmówcy: Chirurg, lat 59, od ośmiu lat ordynator oddziału chirurgii ogólnej w jednym ze szpitali powiatowych, w centralnej Polsce.

Zapewne, tak jak wszyscy chirurdzy, od dzieciństwa marzył Pan żeby zostać lekarzem?
Ze mną było inaczej. Chciałem być kierowcą rajdowym. Było to dla mnie tym łatwiejsze, że ojciec miał warsztat samochodowy i mogłem w nim robić, co chciałem. Trzeba przyznać, że przez jakiś czas praca w warsztacie dawała mi dochody, które mogłem lokować w coraz to wymyślniejszych i mocniejszych modelach trabantów (dla niewtajemniczonych, to taki gorszy volkswagen – mydelniczka - rodem z NRD). Miałem nawet osiągnięcia: kiedyś trasę Warszawa – Koszalin przejechałem w czasie tylko nieco dłuższym niż 4 godziny, i chciałbym widzieć któregoś z dzisiejszych kierowców rajdowych, w ich wspaniałych samochodach, który pokona tę trasę - bez wyłączenia jej z ruchu - w krótszym czasie!

Więc jak to się stało, że został pan lekarzem?
Mając 18 lat któregoś dnia jechałem jeszcze szybciej niż zwykle i wylądowałem w szpitalu. Spędziłem tam przeszło dwa tygodnie. Zobaczyłem, że w tym zawodzie lekarza też jest ryzyko i adrenalina, ale powodzenie chirurga, to życie i zdrowie pacjenta, a nie jakiś tam przejazd o ułamek sekundy szybszy od rywali. Ze szpitala wyszedłem zdrowy, ale zaraziłem się chirurgią.

Zobacz również

* Był sobie singiel...*

d2hq0ff

* Rozwód czy separacja, a dziecko? Rozwód czy separacja, a dziecko?*

*Jeśli zdradzisz – możesz zginąć!Jeśli zdradzisz – możesz zginąć!*

No i co było dalej?
Potem trudny egzamin wstępny i długie sześć lat studiów. Na czwartym roku zacząłem przychodzić na dyżury do kliniki chirurgicznej, badałem pacjentów, robiłem opatrunki, aż wreszcie stanąłem do operacji. Trzymałem haki, nie wiedziałem dokładnie, co robią operatorzy, ale byłem najszczęśliwszy na świecie. Chirurgia otworzyła przede mną swoje podwoje. Uczyłem się więcej i więcej. Skończyłem studia i jedno, czego chciałem, to praca na własny rachunek. W Warszawie było za ciasno, ale prowincja dawała nieograniczone możliwości. Pracowałem na dwóch etatach: rano w szpitalu, wieczorem w przychodni i co drugą noc w pogotowiu. A były jeszcze dyżury w oddziale. Miałem świetnych nauczycieli, jeździłem na kursy i szkolenia. W siedem lat po studiach zostałem specjalistą drugiego stopnia z chirurgii ogólnej. Opanowałem technikę operacyjną z zakresu transplantologii i chirurgii naczyniowej. Przyszywałem części ciała, usuwałem wyrostki robaczkowe i pęcherzyki żółciowe, wszczepiałem protezy naczyniowe, robiłem zabiegi
laparoskopowe i wiele innych. Wszystko szło bardzo dobrze, tylko finansowo było kiepsko. Urodziły się moje dwie córki, trzeba było jeszcze więcej pracować. Zacząłem się starać o wyjazd za granicę. Udało się, wyjechałem. Praca była taka jak w Polsce, tylko lżejsza i dużo lepiej płatna. Moi zagraniczni pracodawcy nie chcieli mnie puścić, ale córki szybko dorastały, potrzebowały dobrych szkół, chciały studiować. Trzeba było wrócić do kraju.

d2hq0ff

Jak powitali pana koledzy?
Większość kolegów powitała mnie z zazdrością. W ich oczach można było wyczytać: „byłeś za granicą obłowiłeś się, a my tu za ciebie tyraliśmy za darmo”. Moje „obłowienie się” polegało na kupnie 60 metrowego mieszkania i dobrego samochodu. Ale nie mogłem wrócić do swojego szpitala, wyjechałem do innego miasta i tam wygrałem konkurs ordynatorski.

Mam już jasny obraz pana kariery zawodowej, a teraz chciałbym poznać pana opinię na aktualne zjawiska w polskiej medycynie. Co pan sądzi o strajku lekarzy?
To odruch bezsilności moich kolegów. Strajki mogą doprowadzić do zamykania szpitali i utraty pracy i dlatego przypominają one, znane z historii, bunty robotników zatrudnionych w manufakturach, które polegały na niszczeniu maszyn i narzędzi. Przez zdesperowanych lekarzy przemawia już wyłącznie rozpacz i rozgoryczenie wynikające z kompletnej ignorancji i arogancji instytucji odpowiedzialnych za ochronę zdrowia obywateli w Polsce.

No dobrze „rozpacz i rozgoryczenie lekarzy”, ale przecież strajki bezpośrednio dotykają pacjentów, utrudniają im dostęp do opieki i mogą skutkować pogorszeniem zdrowia, a nawet śmiercią. Czy uważa pan, że to jest w porządku?
W naszej ochronie zdrowia już nic nie jest w porządku. Od czasu, kiedy nie lekarze, tylko kasa i urzędnicy decydują o sposobie i trybie leczenia, nie można już mówić o jakimkolwiek porządku. Przecież bez tych strajków, siedemdziesięcioletnie kobiety – unieruchomione - będą czekały po 10 lat na wszczepienie stawu biodrowego, sześćdziesięciolatkowie chorzy na serce będą mieli wyznaczane badania kardiologiczne co pięć lat, a chorzy na nowotwory do końca życia nie będą się mogli doczekać operacji. Przecież to jest państwowa eutanazja w kraju, który podobno tak bardzo dba o życie i to od samego poczęcia!

Zobacz również

* Był sobie singiel...*

d2hq0ff

* Rozwód czy separacja, a dziecko? Rozwód czy separacja, a dziecko?*

*Jeśli zdradzisz – możesz zginąć!Jeśli zdradzisz – możesz zginąć!*

Ale pan nie strajkuje. Dlaczego?
Jestem przecież ordynatorem, i tak jak kapitan statku, mogę zejść z posterunku tylko jako ostatni. Właściwie to już dawno powinienem zrezygnować z tego stanowiska. Przecież ja nie robię tego, czego potrzebują pacjenci, tylko wypełniam kontrakt z „chorą kasą”. A i tak dyrekcja szpitala jest niezadowolona z naszej pracy, niemal wszystkie procedury chirurgiczne wycenione są poniżej kosztów, a prawie każdy przyjęty pacjent zwiększa długi szpitala. Na pewno słyszał pan o szpitalu, w którym pacjentowi - poza kontraktem z „chorą kasą” - przyszyto dłoń. Taki zabieg jest bardzo kosztowny, ale „chora kasa” nie ma zamiaru za to zapłacić. A jeżeli podobny pacjent kiedyś trafi do mojego oddziału, to nie będę mógł mu pomóc! A to znów nie mieści się w moich kanonach etycznych – tak więc chyba czas udać się „na ryby”.

d2hq0ff

Na jakie „ryby”? Czy to jakaś nowa pasja?
Nie, w środowisku chirurgicznym pojęcie „pójść na ryby” oznacza zakończenie kariery zawodowej.

Ale na to jest pan chyba za młody, a pańscy pacjenci tak pana wychwalają…
Cieszę się, że udało się wypracować dobrą opinię o naszym oddziale. Ale czy pan wie, że gdybym z moimi dotychczasowymi zarobkami odszedł teraz na emeryturę, to wynosiłaby ona mniej niż dwa i pół tysiąca złotych.

Powiało grozą. Więc może powróćmy do pana pasji motoryzacyjnej.
Niedawno umarł mój ojciec, a jego warsztat samochodowy nie jest prowadzony w sposób właściwy, więc wracam do motoryzacji. Za kilka miesięcy kończy się mój kontrakt ordynatorski. Mam gdzie wrócić! Chyba, że za dotknięciem jakieś czarodziejskiej różdżki do opieki zdrowotnej dotrą zdrowe mechanizmy i znowu można będzie służyć pacjentom, a nie „chorym kasom”.

d2hq0ff

Wywiad przeprowadził:
Dr n. med. Medard Lech,
konsultant w Klinikach LUX MED

czytaj więcej w wrześniowym wydaniu GENTLEMANA

Zobacz również

* Był sobie singiel...*

* Rozwód czy separacja, a dziecko? Rozwód czy separacja, a dziecko?*

*Jeśli zdradzisz – możesz zginąć!Jeśli zdradzisz – możesz zginąć!*

d2hq0ff
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d2hq0ff