Poniżany bohater
Smutny powojenny los był także udziałem generała Stanisława Maczka (na zdj. w środku), dowódcy legendarnej 1. Dywizji Pancernej, który zdecydował się pozostać w Wielkiej Brytanii. Był jednym z ulubionych obiektów ataków komunistycznej propagandy.
"Najpierw przychodzili jedni, żeby poinformować o zabraniu mi obywatelstwa polskiego, potem drudzy, żeby to potwierdzić, a po latach następni, że przepraszają i wszystko przywracają. Dlatego nie wpuszczałem do domu takich kurierów ani nie przyjmowałem do wiadomości absurdów. Ktoś ma prawo zabrać mi miano Polaka? - Paranoja" - opowiadał gen. Maczek w jednym z wywiadów.
Brytyjczycy odmówili mu prawa do emerytury wojskowej. Po odejściu do cywila przeniósł się z żoną i dwoma córkami do Edynburga, gdzie pracował jako robotnik, sprzedawca w sklepie oraz barman w restauracji hoteli Dorchester i Learmonth. Właścicielem jednego z tych lokali był dawny podwładny generała, sierżant Jan Tomasik, który naigrywał się i kpił z Maczka, chwaląc się znajomym, że zasłużony wojskowy czyści u niego kieliszki i kufle.
Jeszcze w wieku 70 lat generał pracował za barem przez 10 godzin, zarabiając 10 funtów tygodniowo. Otrzymywał także angielski zasiłek w wysokości... czterech funtów.
Jednak nawet angielska poniewierka była lepsza od tego, co spotkało niektórych bohaterów II wojny światowej po powrocie do Polski. Na przykład bliskiego współpracownika gen. Maczka, pułkownika Franciszka Skibińskiego. W 1947 r. oficer przypłynął do Gdyni, a już miesiąc później przyjęto go do Wojska Polskiego i skierowano do organizowanej właśnie Akademii Sztabu Generalnego. W maju 1948 r. Skibiński został szefem Katedry Broni Pancernej, Po trzech latach trafił jednak do więzienia, oskarżony o szpiegostwo i próbę obalenia władzy ludowej. Poddany brutalnym torturom przyznał się do winy. Skazano go na karę śmierci, zamienioną na dożywocie. Po "odwilży" w 1956 r. Skibiński wyszedł na wolność, ale jako człowiek bardzo schorowany.