LudzieKiedyś ratował życie innym, teraz sam o nie walczy. Jego rodzice proszą o pomoc

Kiedyś ratował życie innym, teraz sam o nie walczy. Jego rodzice proszą o pomoc

Nasz syn. Ma 17 lat, głowę pełną pomysłów i chęci. Bardzo dobry uczeń, działający w Harcerskim Klubie Ratowniczym. Pływał pod żaglami, każdą zimę spędzał na snowboardzie. Grał na gitarze i pianinie, komponował muzykę. Planował zostać lekarzem. Po wypadku - leży w szpitalu, walczy o życie. To, czy będzie chodzić, to ciągle niewiadoma.

Kiedyś ratował życie innym, teraz sam o nie walczy. Jego rodzice proszą o pomoc
Źródło zdjęć: © Archiwum prywatne
Magdalena Drozdek

28.10.2016 | aktual.: 28.10.2016 15:16

Mirosław Lewandowski doskonale pamięta ten dzień. Ktoś zadzwonił i powiedział, że jego syn Krzysztof miał wypadek. To był 12 maja 2016 roku. Chłopak jechał skuterem, gdy potrącił go samochód. Tego dnia media podawały: „ze wstępnych ustaleń funkcjonariuszy toruńskiej drogówki wynika, że kierujący osobowym audi 26-latek jadąc drogą nr 654 w kierunku miejscowości Grabowiec, stracił panowanie nad pojazdem i zjechał na przeciwległy pas ruchu”.

Mirosław na miejsce dojechał jeszcze przed karetką. Skuter jego syna leżał w częściach, gdzieś niedaleko stał samochód. Krzysztof leżał w rowie ze zmasakrowaną nogą. Szybko okazało się, że ma złamany kręgosłup, uszkodzony rdzeń kręgowy i obrzęk mózgu.

Przerwane marzenia

- Syn zawsze był wzorowym uczniem. Dostał się do dobrego liceum, działał jako wolontariusz i aktywnie pomagał innym. Wiedzieliśmy, że chce związać swoje życie z medycyną. Marzył o tym, by zostać lekarzem. Na początku w wojsku, ale po wypadku wiadome jest, że z taką historią choroby nikt go tam nie przyjmie – opowiada tata 17-latka.

Chłopaka odratowywano 2 razy. Najpierw trafił do szpitala dziecięcego w Toruniu, gdzie okazało się, że urazy są na tyle poważne, że niezbędna będzie operacja. Przeprowadzono ją w Bydgoszczy. Po usunięciu fragmentów kręgów szyjnych jego stan się pogarszał. Trafił więc pod opiekę najlepszych lekarzy w Szpitalu Uniwersyteckim im. A. Jurasza.

Po szeregu wielogodzinnych operacji został wybudzony ze śpiączki farmakologicznej, jednak ze względu na leczenie uszkodzonych płuc, ciągle pozostaje wspomagany respiratorem. Chłopak ma niedowład nóg, nie jest w stanie ścisnąć dłoni. Dla rodziców najważniejsze jest jednak to, że żyje.

- Czasem Krzysiek łapie doła, ale go wspieramy w tym wszystkim. Nie okłamujemy go. Od samego początku był świadomy tego, w jakim jest stanie. Teraz, po prawie sześciu miesiącach w szpitalu, przenieśliśmy syna do domu. Tutaj dochodzi bardzo powoli do siebie – opowiada Mirosław.

Obraz
© Archiwum prywatne

Ile kosztuje powrót do życia?

Krzysztof jako ratownik Harcerskiego Klubu Ratowniczego oraz WOPR-u dwukrotnie ratował innym życie. Zadeklarował swoją pomoc medyczną również podczas Światowych Dni Młodzieży w diecezji toruńskiej. Kiedyś ratował życie innym, a teraz sam o nie walczy, ale ta walka wymaga jednak nakładów finansowych.

Szansą na powrót do dawnego życia jest długotrwałe leczenie, które jest bardzo drogie. Jest to terapia, która daje szansę na to, że Krzysztof będzie mógł odzyskać sprawność. Na początek zaplanowano 5 zastrzyków, z których każdy kosztuje 13 746 zł.

- Do tego dochodzi koszt transportu ambulansem chorego na zabiegi w wysokości 23 tys. zł. Bardzo prosimy o pomoc w zebraniu kwoty 91 730 zł dla Krzysztofa na całość tego leczenia – apelują rodzice na stronie poświęconej ich synowi (www.krzys.org).

Nie są w stanie opłacić z własnej kieszeni wszystkich wydatków. Po wypadku z tytułu ubezpieczenia NNW przyznano Krzysztofowi 5 tys. złotych. Teraz Krzysztofowi i jego rodzinie pomagają znajomi, członkowie Caritas (zbiórkę prowadzą pod tym linkiem), internauci i pracownicy szkoły, w której chłopak się uczył. Nauczyciele o nim nie zapomnieli, gdy stan chłopaka się poprawi zadeklarowali nauczanie przez Skype’a.

Teraz zostaje przed nim długa rehabilitacja i oczekiwanie na wyrok w sprawie wypadku.

Ten, kto spowodował wypadek, wciąż nie został ukarany. Ze względu na to, co stało się z Krzysztofem, sprawa trafiła do prokuratury. - Biegli ekspertyzy przeprowadzali miesiącami, by potwierdzić winę tamtej osoby. Dopiero wtedy będzie można postawić jej jakiekolwiek zarzuty – dodaje Lewandowski.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (9)