Komandor Kłoczkowski - największy zdrajca kampanii wrześniowej?
Dowodził najnowocześniejszym okrętem
Dlaczego dowódca najnowocześniejszego okrętu podwodnego na Bałtyku po wybuchu wojny unikał walki
*Dlaczego dowódca najnowocześniejszego okrętu podwodnego na Bałtyku po wybuchu wojny unikał walki i przy pierwszej nadarzającej się okazji opuścił swoją załogę? Uzyskanie odpowiedzi na to pytanie jest równie trudne, jak odnalezienie wraku ORP "Orzeł", do dziś spoczywającego na dnie Morza Północnego. * Dla komandora Henryka Kłoczkowskiego, 16 czerwca 1942 r. musiał być koszmarnym dniem. To właśnie wtedy były dowódca ORP "Orzeł" stanął przed Morskim Sądem Wojennym w Londynie.
Zasłużony oficer na pewno wspominał wówczas początek 1939 r., gdy powierzono mu mostek kapitański na chlubie polskiej marynarki. "Orzeł" był w swojej klasie jedną z najnowocześniejszych jednostek na świecie, a blisko połowa kosztów jego budowy w holenderskiej stoczni De Schelde pochodziła ze składek społecznych. Okręt mógł zabrać na pokład 20 torped, przepłynąć bez zawijania do portu siedem tysięcy mil i zejść na głębokość nawet stu metrów. Kiedy 10 lutego 1939 roku "Orzeł" wpływał do portu w Gdyni, witało go blisko 30 tys. osób. Dowódcę rozpierała duma i na pewno nie spodziewał się, że trzy lata później stanie przed sądem wojennym, oskarżony o dezercję i "narażenie okrętu na stratę".
Komandora pogrążyli byli podwładni, którzy podpisali oświadczenie "w sprawie internowania okrętu w porcie estońskim Tallin w dn. 14-IX-1939 roku spowodowane tchórzostwem dowódcy kmdr. ppor. Kłoczkowskiego Henryka". Po pięciodniowym procesie orzeczono jego degradację do stopnia marynarza i wydalenie z marynarki wojennej. Kłoczkowskiego skazano także na cztery lata więzienia, ale tej części wyroku nigdy nie wykonano. Pozostało pytanie, dlaczego jeden z najbardziej doświadczonych oficerów polskiej marynarki zawiódł w najważniejszym momencie.