Late night with Marcin Prokop
Papliński: ...pornografię...
Prokop: Pornografię w dość ohydnej rozdzielczości, składającą się z jakichś czterech pikseli. A jednak, mrużąc oczy, można było wyobrazić sobie, że to jest właśnie ten mokry nosek, o który chodziło. Ale to rozwijało wyobraźnię, bo cokolwiek by się z tych pikseli nie ułożyło, to i tak musiało się kojarzyć z dupą, jak w dowcipie. Internet wciąż jest novum, które nie "połknęło" jeszcze mediów tradycyjnych. Oczywiście wiem, że internet się rozwija, a prasa zwija, ale jeżeli chodzi o tworzenie treści, czy też, jak to się wytwornie mówi - kontentu - to wciąż jest domena redakcji prasowych. Internet nadal bardziej kopiuje i dystrybuuje, niż sam wytwarza. 80 proc. kontentu w sieci jest odzwierciedleniem treści tworzonych w innych mediach: gazetach czy telewizjach. Bardzo mało dobrej jakości kontentu autorskiego tworzone jest przez zespoły redakcji wyłącznie internetowych. No i mam wrażenie, że w ostatnim czasie nie zaszła w internecie żadna rewolucyjna zmiana, porównywalna z pojawieniem się Google'a czy
Facebooka. W tym sensie, że jest to nadal suma nieuczesanej, przypadkowej, niezweryfikowanej wiedzy, do której trudno jest mieć jakiekolwiek zaufanie. Dotyczy to nawet Wikipedii, często podstawy researchu we wszelkich tematach. Nie ma również w pełni przemyślanego modelu i pomysłu, jak zarabiać na internecie versus nakłady i środki, jakie trzeba ponieść na inwestycje. Nie znam żadnego nowatorskiego, rewolucyjnego mechanizmu, który pozwalałby na zdobywanie przychodu - pomijam tu sprzedaż bannerów i reklam wyświetlających się wszędzie i denerwujących ludzi, bo to jest jednak dość tradycyjna forma działania. Z pewnością nad taką rewolucją pracują Google, Facebook i inne kombajny, które czeszą informacje na temat klientów i w jakiś sprytny sposób je skomercjalizują. Jednak jako konsument nie czuję, że internet jest w tym momencie medium bezwzględnie dominującym na wszystkich polach.