LudzieMarcin Antonowicz – władza próbowała zatuszować jego morderstwo

Marcin Antonowicz – władza próbowała zatuszować jego morderstwo

19 października 1985 roku w Olsztynie funkcjonariusze ZOMO ciężko pobili Marcina Antonowicza, osiemnastoletniego studenta wydziału chemii Uniwersytetu Gdańskiego. Skatowany chłopak konał przez dwa tygodnie w szpitalu. Zmarł 2 listopada.

Marcin Antonowicz – władza próbowała zatuszować jego morderstwo
Źródło zdjęć: © Wikimedia Commons - Uznanie Autorstwa CC BY

02.11.2016 11:07

Gdy milicjanci zatrzymali go do kontroli, pokazał zamiast dowodu osobistego legitymację studencką Uniwersytetu Gdańskiego. To był poważny błąd. Gdańsk – kolebka „Solidarności” – był miastem, które w latach 80. XX wieku budziło szczególną czujność w funkcjonariuszach komunistycznego aparatu przymusu. Jego koledzy mogli odejść wolni. On trafił do milicyjnego radiowozu. To był ostatni raz, gdy widziano go żywego.

Komunistycznym oprawcom mało było go zabić. Po śmierci chcieli jeszcze odebrać mu dobre imię. Wyspecjalizowany w takich akcjach („wprawy” nabierał m.in. zniesławiając ks. Jerzego Popiełuszkę i Grzegorza Przemyka) rzecznik komunistycznej junty Jerzy Urban ogłosił, że Antonowicz był pijany i po zatrzymaniu wyskoczył z milicyjnego samochodu, co miało być przyczyną śmiertelnych obrażeń. W kłamstwa Urbana nikt jednak nie uwierzył.

Marcin był młodym, wspaniale zapowiadającym się człowiekiem. Przyznawali to wszyscy, którzy go znali. Ze szczególnym sentymentem wspominają chłopaka jego dawni nauczyciele z IV Liceum Ogólnokształcącego w Olsztynie.

„Ja już 36 lat stoję przed tablicą. Tylko dwóch takich uczniów miałam przez te lata. Wybitny intelekt. Twórczy umysł. Chłopiec, który powinien mieć piękne życie. Przystojny, z dobrej rodziny, dobrze wychowany i bardzo zdolny. To byłby wybitny człowiek. Rzadko tacy się rodzą” - powiedziała Polskiemu Radiu Hanna Olejnik, nauczycielka chemii w dawnym liceum Marcina.

Chemia to był ulubiony przedmiot Antonowicza. W 1985 roku młody olsztynianin został laureatem Ogólnopolskiej Olimpiady Chemicznej. W październiku tego samego roku rozpoczął studia w tym kierunku na Uniwersytecie Gdańskim.

Był szczęśliwy i pełen zapału do nauki. Takim zapamiętali go najbliżsi, których odwiedził 19 października – po niespełna dwóch tygodniach od rozpoczęcia studiów.

Legitymacja studencka dowodem winy

Rodzice – Kazimierz i Krystyna Antonowiczowie, znani i cenieni olsztyńscy lekarze (on – specjalista chorób oczu, ona – neurolog)
, byli dumni ze swego syna. Wypytywali go o wrażenia, pierwsze zajęcia, o wszystko. Rozmowa nie trwała długo. Marcin postanowił wyskoczyć z kolegami, tak jak i on studentami, na miasto.

Obraz
© Olsztyn, 02.10.2007. Premier Jarosław Kaczyński przekazuje Krystynie i Kazimierzowi Antonowiczom pośmiertne odznaczenie nadane przez prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego ich synowi, Marcinowi Antonowiczowi / PAP

Był późny wieczór, około godziny 22. Trójka rozbawionych młodych ludzi szła ulicą Kaliningradzką (dzisiaj jest to ulica Dworcowa). W pewnym momencie zatrzymała się przy nich milicyjna „suka”. Funkcjonariusze ZOMO zażądali okazania dokumentów. Gdy zobaczyli legitymację studencką Marcina, chłopak powędrował do wnętrza wozu. Jego koledzy zostali puszczeni wolno.

Pół godziny później, karetka pogotowia ratunkowego przywiozła nieprzytomnego studenta do szpitala wojewódzkiego. Mimo posiadania przez zomowców dokumentów Antonowicza, trafił on do szpitala jako „osoba nieznana”. Chodziło najprawdopodobniej o to, by opóźnienie identyfikacji dało czas władzy na przygotowanie najkorzystniejszej dla „organów” wersji wydarzeń.

Los pokrzyżował jednak te plany. Skatowanego chłopaka poznała matka, Krystyna Antonowicz, która tej nocy miała dyżur na oddziale ratunkowym szpitala.

Marcin aż do śmierci nie odzyskał przytomności. Krwiak na mózgu był bardzo rozległy.

Prokuratura ręka w rękę z ZOMO

Cierpienia rodziców, którzy stracili ukochane dziecko, potęgowały seanse nienawiści organizowane wokół Marcina. Rzecznik rządu Jerzy Urban, nie czekając nawet na zakończenie „śledztwa” (cudzysłów jest tu w pełni uzasadniony, gdyż w trakcie postępowania nie przeprowadzono nawet oględzin wozu, w którym zomowcy przewozili młodego Antonowicza, i w którym najprawdopodobniej ciężko go pobili) ogłosił, że student faktycznie sam był winien swojej śmierci – wyskakując z samochodu. Urban bronił także tezy wysuniętej przez olsztyńską bezpiekę, że „agresywny chłopak rzucił się na funkcjonariusza i zaczął go dusić”.

Prokuratura zaakceptowała bez zastrzeżeń tę wersję zdarzeń. Prokurator (do dzisiaj czynny w zawodzie) nie wziął pod uwagę tego, że ubranie Marcina było czyste, a chłopak, poza śmiertelnym urazem głowy, nie miał żadnych, najdrobniejszych nawet otarć skóry. A przecież młody człowiek miał bić się z zomowcem, a potem wyskoczyć z jadącego pojazdu! Ludowa sprawiedliwość kierowała się jednak własną logiką.

Pamięci o nim nie udało się zniszczyć

Pogrzeb studenta odbył się 6 listopada 1985 roku. Uczestniczyło w nim kilkanaście tysięcy ludzi. Uczestniczyło, mimo iż dyrektorzy szkół i zakładów pracy otrzymali polecenie, by w tym czasie nie udzielać okolicznościowych urlopów.

W pochówku uczestniczył m.in. rektor Uniwersytetu Gdańskiego prof. Karol Taylor, którego komunistyczny reżim pozbawił za to wkrótce potem stanowiska. Podobno o decyzji tej przesądziło przemówienie, w którym Taylor wspomniał, że pobicie Marcina nastąpiło w rok po śmierci ks. Jerzego Popiełuszki.

Pamięć o zakatowanym studencie do dzisiaj jest w Olsztynie żywa. W 2004 roku jego imię nadano jednej z ulic w dzielnicy Jaroty.

ZOBACZ TEŻ:

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (110)