Najsłynniejszy zamach bombowy w PRL‑u
08.09.2016 | aktual.: 08.09.2016 16:30
Nie mogli znieść komunistycznych zbrodni i partyjnego zakłamania. By zaprotestować przeciwko krwawemu stłumieniu przez reżim robotniczych protestów w grudniu 1970 roku, zdecydowali się na desperacki krok.
Bracia Jerzy i Ryszard Kowalczykowie postanowili wysadzić aulę Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Opolu, w której władze chciały zorganizować akademię z okazji Dnia Milicjanta. Zamachowcy uznali to za prowokację, gdyż w trakcie uroczystości miano wręczać nagrody i odznaczenia funkcjonariuszom MO i Służby Bezpieczeństwa tłumiącym robotniczy zryw na Wybrzeżu. W tym gronie znajdował się m.in. podpułkownik Julian Urantówka, szef MO w województwie opolskim, który w grudniu 1970 roku był komendantem wojewódzkim milicji w Szczecinie.
Do akademii nie doszło. 6 października 1971 roku, aula wyleciała w powietrze.
ZOBACZ TEŻ:
PROHIBICJA W PRL-U. JAK POLACY SPRYTNIE OMIJALI PRAWO
WOLNA SOBOTA - DAR LUDOWEJ WŁADZY DLA LUDU PRACUJĄCEGO
KAZIMIERZ ŻEGLEŃ – ZAKONNIK, KTÓRY WYNALAZŁ KAMIZELKĘ KULOODPORNĄ
Kara śmierci i długoletnie więzienie
Do wybuchu doszło czterdzieści minut po północy. Ładunek wybuchowy – trotyl (bracia pozyskali go z niewybuchów) – był umieszczony w kanale centralnego ogrzewania pod aulą oraz w pobliskim korytarzu. Odpalono go elektronicznie.
8 września 1972 roku Sąd Wojewódzki w Opolu skazał sprawców zamachu. Karę śmierci otrzymał Jerzy Kowalczyk. Wobec jego brata Ryszarda orzeczono 25 lat więzienia.
Skąd wzięła się ta „łaskawość” władzy ludowej wobec drugiego z Kowalczyków? Peerelowska Temida uznała ostatecznie, że był on jedynie wykonawcą poleceń brata – będącego pomysłodawcą i organizatorem całego przedsięwzięcia.
Wyrok był zemstą i przestrogą
Wobec Jerzego, hardego i nie kryjącego antykomunistycznych przekonań człowieka, ludowa władza nie chciała być już łaskawa. Zresztą i on o to nie prosił. Po zatrzymaniu powiedział: „Chcieliśmy wytworzyć w społeczeństwie przekonanie o istnieniu w Polsce jakiejś siły – opozycji walczącej z aktualnie istniejącym porządkiem politycznym”.
Jerzy Kowalczyk był technikiem zatrudnionym w Katedrze Fizyki opolskiej WSP. To on skonstruował i rozmieścił ładunki wybuchowe. Ryszard, pracujący w Katedrze Fizyki na etacie pracownika naukowego, dokonał obliczeń koniecznych do przeprowadzenia wybuchu.
Bracia zadbali o to, by w wyniku detonacji nie ucierpiał nikt z ludzi. Dokonano jej w pustej auli, a ładunki rozmieszczono tak, by siła wybuchu została skierowana w górę. Eksplozja zniszczyła aulę, archiwum WSP, bufet i znaczną część biblioteki.
Komunistyczny prokurator zażądał dla obu Kowalczyków kary śmierci. Żądanie to było podwójną zemstą – za uniemożliwienie przeprowadzenia uroczystości ku czci oprawców z Wybrzeża oraz za żmudne śledztwo, w trakcie którego MO szukała sprawców „zamachu”. Drakoński wyrok miał także zniechęcić do podobnych czynów co bardziej zdesperowanych przeciwników ustroju.
ZOBACZ TEŻ:
PROHIBICJA W PRL-U. JAK POLACY SPRYTNIE OMIJALI PRAWO
WOLNA SOBOTA - DAR LUDOWEJ WŁADZY DLA LUDU PRACUJĄCEGO
KAZIMIERZ ŻEGLEŃ – ZAKONNIK, KTÓRY WYNALAZŁ KAMIZELKĘ KULOODPORNĄ
Śledztwo przez wiele tygodni stało w miejscu
Choć postępowanie w sprawie wysadzenia auli WSP postawiło na nogi praktycznie całą opolską Milicję Obywatelską i Służbę Bezpieczeństwa, Ryszarda i Jerzego Kowalczyków udało ująć się dopiero po ponad czterech miesiącach śledztwa. W tym czasie przesłuchano blisko 600 osób. Byli to w większości pracownicy i studenci Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Opolu.
W ramach akcji, której nadano kryptonim „Mrowisko”, bezpieka objęła także ścisłą inwigilacją pracowników WSP. Choć jednak pilnowano ich w świątek i piątek, śledztwo stało w miejscu.
Pewien postęp nastąpił po kilku tygodniach, gdy peerelowski minister spraw wewnętrznych Franciszek Szlachcic polecił zająć się sprawą specgrupie z Katowic i Warszawy. Dzięki pracy specjalistów udało zawęzić się grono podejrzanych do osób mających dostęp do materiałów wybuchowych, znających rozkład pomieszczeń uczelni oraz wrogo nastawionych do ustroju.
Grupa ta jednak wciąż była zbyt liczna, by można było mówić o jakimś znaczącym sukcesie.
W ujęciu braci pomógł przypadek
Także zainscenizowana przez kontrwywiad prowokacja nie przyniosła wykrycia sprawców wybuchu. Udający zachodnich dziennikarzy agenci nie zdobyli żadnych cennych informacji, mimo (a może właśnie dlatego) że odwiedzili praktycznie każdą knajpę na Opolszczyźnie. Wdający się w dysputy z tubylcami „dziennikarze” nie budzili jakoś zaufania rozmówców.
W ujęciu Kowalczyków pomógł dopiero przypadek. W trakcie przeszukania zniszczonej auli milicjanci znaleźli cętkowany drucik. Podobny drucik odnaleziono także w pracowni znajdującej się pod aulą WSP. Ustalono, że dostęp do pomieszczenia miało jedynie dziesięć osób. W tym gronie znajdowali się Jerzy i Ryszard Kowalczykowie.
W mieszkaniach obu braci esbecy zainstalowali podsłuchy. Rozmowy zdekonspirowały Kowalczyków. 29 lutego 1972 roku zostali aresztowani, 8 września zapadły drakońskie wyroki.
Kara śmierci wymierzona Jerzemu Kowalczykowi wzbudziła ogromny, jak na PRL, protest społeczny. Zaostrzył się on jeszcze po utrzymaniu wyroku przez Sąd Najwyższy.
ZOBACZ TEŻ:
PROHIBICJA W PRL-U. JAK POLACY SPRYTNIE OMIJALI PRAWO
WOLNA SOBOTA - DAR LUDOWEJ WŁADZY DLA LUDU PRACUJĄCEGO
KAZIMIERZ ŻEGLEŃ – ZAKONNIK, KTÓRY WYNALAZŁ KAMIZELKĘ KULOODPORNĄ
„Władza ludowa” odpuściła wyrok śmierci
Do władz partyjnych i państwowych napływały apele wzywające do złagodzenia wyroku. W wyniku nacisków, do których dołączył się także Kościół, Rada Państwa PRL zamieniła 19 stycznia 1973 roku Jerzemu Kowalczykowi karę śmierci na 25 lat więzienia.
Bracia opuścili więzienie w pierwszej połowie lat 80.: Ryszard w 1983 roku, a Jerzy dwa lata później. Były to zwolnienia warunkowe – „za dobre sprawowanie”.
W 1991 roku z inicjatywy prezydenta Lecha Wałęsy wyroki Kowalczyków zostały wykreślone z Centralnego Rejestru Skazanych. Umożliwiło to powrót Ryszarda Kowalczyka do pracy naukowej na Politechnice Opolskiej. Na uczelni tej pracował aż do emerytury.
Jerzy Kowalczyk stracił za kratami zdrowie. Po wyjściu z więzienia odciął się od ludzi. Osiadł w pobliżu rodzinnej wsi Rząśnik pod Wyszkowem. Do tej pory utrzymuje się z prac dorywczych.
Gdańsk pamięta o braciach
W 2010 roku, z inicjatywy Anny Walentynowicz i Andrzeja Gwiazdy, uhonorowano Kowalczyków tablicą na ścianie pamięci przy Pomniku Poległych Stoczniowców w Gdańsku.
Na tablicy znajdują się m.in. takie oto słowa: „Bohaterom walki o wolną i niepodległą Polskę, braciom Jerzemu i Ryszardowi Kowalczykom, którzy nie dopuścili do honorowania zbrodni dokonanej na Wybrzeżu w grudniu 1970 r.”.