Dwa zupełnie różne modele
Różnica polega na tym, że w Niemczech 9 proc. prostytutek (możliwe, że więcej - znowu, wszystko sprowadza się do magii statystyk), żyje tak, jak żyją inni "normalni" ludzie. A pamiętajmy, że jeszcze w 2002 nie było ani jednej takiej kobiety. Może więc warto poczekać trochę na rozwój sytuacji - wszak tak głęboka zmiana, która obejmuje bodaj najbardziej wstydliwą warstwę tkanki społecznej, musi zająć trochę czasu. To nie jest proces, który zachodzi z dnia na dzień. Co do handlu żywym towarem, to odważymy się zaryzykować tu tezę, że handlarzy przyciąga nie liberalne prawo, a zwyczajnie pieniądze. Niemcy, podobnie jak i Szwedzi, to bogaty naród, stąd dziewczyny bardziej opłaca się porywać i sprzedawać do przybytków znajdujących się właśnie tam, aniżeli np. do stosunkowo biednej Polski. To cyniczne, niemniej prawdopodobne wyjaśnienie. I znowu, warto pamiętać, że po zaledwie dekadzie, coś w tej kwestii zaczyna delikatnie drgać. Stephanie Klee, emerytowana prostytutka, a obecnie aktywistka, na łamach "Der
Tagesspiegel" wyraziła się optymistycznie o sytuacji w Niemczech, twierdząc że "stopniowo zawód pracownika seksualnego zaczyna coraz bardziej przypominać inne profesje".
Na zdjęciu: prostytutka we wnętrzu domu publicznego w Hamburgu.