Tomasz Beksiński – samobójstwo w Wigilię
24.12.2016 07:58, aktual.: 24.12.2016 08:40
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Hipnotyzujący głos, trafiający w sedno przekaz – wielu słuchaczy uważa, że Tomasz Beksiński był jednym z najlepszych dziennikarzy w historii polskiego radia. Dziś w wielu kręgach ma status radiowca wręcz kultowego. Zwraca się uwagę na niezwykłą trafność jego wywodów oraz wyjątkową wrażliwość. Jednak ludzie z jego otoczenia uważali go często za człowieka z innej planety, mającego problem z tym, by się odnaleźć we współczesnym, pędzącym świecie. I tak chyba naprawdę było - 24 grudnia 1999 r., w Wigilię Bożego Narodzenia Tomasz Beksiński zamknął się w mieszkaniu i, zażywając znaczną ilość leków, odebrał sobie życie.
"Wskazówki nieubłaganie odmierzają czas, do umownego końca stulecia i tysiąclecia pozostały niespełna trzy tygodnie. Za tydzień program poprowadzi Piotr Kosiński. Za dwa tygodnie mamy święta. A za trzy tygodnie będzie już rok 2000. Czy zdają sobie państwo sprawę z tego, że dziś spotykamy się po raz ostatni w latach dziewięćdziesiątych XX stulecia? I w ogóle może to być nasze ostatnie spotkanie. Nie wiadomo, co się wydarzy" - tak Tomasz Beksiński rozpoczynał audycję "Trójka pod Księżycem", która okazała się jego ostatnią.
Pożegnał się na antenie?
"Wprawdzie Schwarzenegger ofiarnie uratował świat przed zakusami szatana, ale przed nami na przykład ogólny krach komputerowy, na który, szczerze mówiąc, czekam z utęsknieniem, w nadziei, że szlag trafi te parszywe urządzenia raz na zawsze. Ale co za tym idzie, dziś może być noc nasza ostatnia" - ciągnął dziennikarz. Wtedy jeszcze mało który ze słuchaczy zdawał sobie sprawę z wymowy tych przepełnionych dekadentyzmem słów. Niewielu wiedziało, że w taki zawoalowany sposób Beksiński może żegnać się ze światem.
Był prezenterem radiowym i dziennikarzem, był też tłumaczem angielskiego. Anglistyki, którą studiował, wprawdzie nie ukończył, ale nie przeszkodziło mu to zostać jednym z najbardziej cenionych tłumaczy list dialogowych do filmów. Wiele jego tłumaczeń to prawdziwe perełki, a jego nazwisko jest doskonale znane większości kinomanów w Polsce.
Bond i rock
To on uznawany jest za najlepszego tłumacza serii filmów o przygodach agenta 007, a jego przekłady produkcji grupy Monty Pythona to dziś klasyka. Był mistrzem w oddawaniu klimatu oraz tłumaczeniu smaczków, które uchodziły za nieprzekładalne. Zdaniem ekspertów, w tej dziedzinie był niedoścignionym wzorem.
Beksiński kochał kino, ale kochał też muzykę, gustując w różnych odmianach rocka. Swoją pasją zarażał radiosłuchaczy, prowadząc audycje w Programie II i III Polskiego Radia, a także czytelników czasopisma "Tylko Rock" czy "Magazynu muzycznego". Był też posiadaczem unikatowej płytoteki, która po jego śmierci zasiliła zbiory Programu III Polskiego Radia.
Syn wielkiego ojca
Urodzony w Sanoku Beksiński zasłynął jednak nie tylko swoją działalnością dziennikarską. Był też... synem znanego ojca. Zdzisław Beksiński to jedno z najgorętszych nazwisk w polskiej sztuce XX wieku. Jego mroczne obrazy, rzeźby czy grafiki znajdują się w zbiorach kolekcjonerów z całego świata. Te, które trafiają na aukcje, osiągają zawrotne ceny.
Relacje pomiędzy obydwoma panami, mówiąc delikatnie, były trudne. Tomek miał zwierzać się jednej ze swoich przyjaciółek, że ojciec się go brzydził. Inni, na podstawie rozmów z dziennikarzem, twierdzili, że ojciec w ogóle go nie kochał. Osobom, które spoglądały na ojcowsko-synowską więź z zewnątrz mogło się wydawać, że ojciec i syn jedynie się tolerowali. Innego zdania jest jednak Magdalena Grzebałkowska, autorka bestsellerowej książki "Beksińscy. Portret podwójny", która stwierdziła, że mimo trudnych relacji panujących pomiędzy tymi dwiema indywidualnościami, kochali się bardzo. Szczególnie Zdzisław Beksiński miał jednak problem z okazywaniem uczuć synowi. Tomasz ponoć nigdy nie przytulał. Ale i artysta skarżył się, że syn nie okazywał ani jemu, ani swojej matce należytego szacunku.
Zakamuflowane uczucie
- Poza miłością było to także jednak niezrozumienie. I to z obu stron. Tomasz wychowany był w bardzo nietypowy sposób, w bardzo nietypowym domu, ale za to w bardzo typowym, malutkim miasteczku. Było mu wolno wszystko, nie znał granic – powiedziała w wywiadzie dla Polskiego Radia autorka książki.
W błędzie są również ci, którym wydaje się, że Tomek żył w cieniu sławy swojego ojca. W rzeczywistości każdy z nich miał inną grupę odbiorców. Bywało, że miłośnicy działalności tego pierwszego, nie wiedzieli nic o twórczości Zdzisława. Zdarzało się też, że do swoich programów Tomasz przemycał pewne informacje dotyczące twórczości ojca, promując w ten sposób jego sztukę.
Fascynacja śmiercią
Dlaczego Tomasz Beksiński zdecydował się popełnić samobójstwo? W publikacjach, które przybliżają jego życie oraz tego życia koniec, najczęściej pojawiającym się rzeczownikiem jest "samotność". Choć otaczało go wielu znajomych i przyjaciół, choć miał rzesze fanów, którzy chętnie dzielili się z nim swoimi troskami, czuł się samotny; uważał się za element, który nie pasuje do reszty układanki. Czekał też na prawdziwą miłość, ale związki z kolejnymi kobietami nie układały mu się. Szczególnym ciosem miało być dla niego odejście partnerki, którą nazywał Nadkobietą.
Ale życie Tomasza Beksińskiego to nie tylko miłość do kina i muzyki, to nie tylko kolejne nieudane romanse. To także wielka fascynacja śmiercią, i to już od młodzieńczych lat. Jedna z popularnych anegdot dotyczy wydarzenia, które miało miejsce, gdy Tomek skończył 18 lat. Miał wtedy rozwiesić w Sanoku klepsydry informujące o jego śmierci. Chciał zobaczyć, jak inni zareagują na wiadomość, że umarł. Sam potraktował wszystko w kategoriach żartu i pozostał jedyną osobą, która świetnie się przy tej okazji bawiła. Jeszcze w młodości oczarowała go też mroczna, gotycka literatura; uwielbiał również spędzać godziny na oglądaniu horrorów.
Ale śmierci się bał...
Choć fascynował go temat śmierci, jednocześnie panicznie się jej bał. W 1988 r. leciał samolotem rejsowym, który uległ katastrofie. W wypadku zginęła jedna osoba, jemu udało się wyjść cało. Była to jednak jego ostatnia podróż samolotem. Jego noga nie stanęła już nigdy na pokładzie żadnej innej maszyny.
Choć bał się śmierci, igrał z nią. Dwukrotnie targnął się na swoje życie - za pierwszym razem odkręcony gaz wywołał eksplozję w jego mieszkaniu, w wyniku czego Tomasz został poparzony i poraniony odłamkami szkła, za drugim razem uratował go ojciec, który znalazł syna w stanie śmierci klinicznej po zażyciu leków nasennych. Dopiero ten trzeci, starannie zaplanowany scenariusz rozstania ze światem, udało mu się zrealizować.
"Wiem, że los nie lubi, żeby go prowokować, albo żeby nim sterować. Ale może tym razem. Dobranoc" - powiedział wcześniej do radiosłuchaczy podczas przytaczanej już wcześniej audycji, która miała miejsce w nocy z 11 na 12 grudnia 1999 r.
Rok wcześniej na tętniaka aorty zmarła jego matka. Nie brakowało opinii, że Tomek przeżył głęboko tę tragedię. To wydarzenie mogło mieć wpływ na to, co stało się w Wigilię 1999 r.
W 2005 r. w swoim mieszkaniu zamordowany został Zdzisław Beksiński. To skłoniło wiele osób do mówienia o rzekomej klątwie, która wisi nad rodziną Beksińskich.
O zawiłych kolejach losu rodziny Beksińskich opowiada film "Ostatnia rodzina" w reżyserii Jana P. Matuszyńskiego z Andrzejem Sewerynem, Dawidem Ogrodnikiem i Aleksandrą Konieczną w rolach głównych, który na ekrany kin trafił pod koniec września 2016 r.