Konkwistadorzy ringu
25.05.2007 | aktual.: 07.04.2017 14:04
None
Szturm na Pałac Zimowy c.d
Trudno się więc dziwić, że Ayre nie szczędził pieniędzy. Wystąpił m. in. najwybitniejszy zawodnik federacji Pride FC, i prawdopodobnie najlepszy obecnie specjalista od MMA, Fiodor Jemielianienko (183 cm, 106 kg, znany także jako Fedor Emelianenko), który za walkę inkasuje kilkaset tysięcy dolarów oraz jego młodszy brat, Aleksander – pogromca Pawła Nastuli. Polski mistrz olimpijski w judo, choć walczył nadzwyczaj dzielnie, „poległ” 75 sekund przed końcem pierwszej rundy (pojedynki w Pride są zwykle zakontraktowane na przedzielone 60-sekundowymi przerwami 3 rundy: 10-minutową i dwie 5-minutowe). Petersburska impreza była reklamowana hasłem „Zimna wojna nie skończyła się, jedynie ociepliła”, a obaj Rosjanie pokonali swoich amerykańskich rywali przed czasem – Fiodor (wywodzący się z judo i rosyjskiej sztuki walki, sambo) założył dźwignię wicemistrzowi olimpijskiemu w zapasach, Mattowi Lindlandowi, a Aleksander znokautował monstrualnie wielkiego (około 160 kg) mistrza jujitsu, Erica Pele.
Jak barwnie napisał na łamach Dziennika Oskar Berezowski, potężne ciało (198 cm, 115 kg) „przypominającego pisankę”Aleksandra „jest pokryte rysunkami, jak tors japońskiego mafioso z yakuzy. Niektóre tatuaże są faszystowskie. Z kolei na prawym przedramieniu ma wykłutą cerkiew z pięcioma kopułami”. Dlatego z pięcioma, bo tyle właśnie lat przesiedział w rosyjskim więzieniu za rozbój. Tam, jak tłumaczy, musiał walczyć o szacunek. Jeśli wziąć pod uwagę, że Aleksander nie jest jedyną gwiazdą MMA, która „pocałowała kratę” oraz fakt, że wiele osób oglądających po raz pierwszy zmagania specjalistów mieszanych sztuk walki zastanawia się, czy nie obserwuje ulicznej jatki bez zasad, udowodnienie, iż jest to sport uprawiany przez wielu dżentelmenów, może wydać się z góry skazane na porażkę. A jednak...
Zobacz również
Konkwistadorzy ringu
Premier wśród chłopców z miasta
27 lutego 2004 roku w warszawskiej restauracji „Champions” odbyła się I Konfrontacja Sztuk Walki. Wymyślili ją dwaj młodzi, prężni biznesmeni, Martin Lewandowski i Maciej Kawulski, którzy do tej pory zorganizowali już 6 takich imprez. 2 czerwca zaserwują na Torwarze coraz liczniejszym fanom (szóstą galę oglądał komplet 3500 tysiąca widzów, a biletów zabrakło na długo przed pierwszym gongiem) siódmą. Obaj świetnie wiedzą, skąd bierze się tak jednoznaczne postrzeganie MMA przez laików. – Przede wszystkim, nieporozumieniem jest nazywanie zmagań zawodników w MMA walką bez reguł – twierdzi Lewandowski. – Przepisy zabraniają m.in. atakowania oczu, uderzania w krocze, kręgosłup, nerki, oczy. Przesadą jest również określenie „walka w klatkach”.
Po pierwsza, rzekoma klatka jest wykonana z miękkich, elastycznych siatek i tylko z pozoru przypomina miejsce, w którym trzyma się drapieżniki, a jej zadaniem jest zabezpieczenie zawodników przed wypadnięciem. Po drugie, wiele turniejów, tak jak na przykład nasze KSW, odbywa się na ringach zbliżonych do bokserskich. – Zawodnicy (za każdym razem startuje ich ośmiu, odbywają się też tzw. superfights i walki eliminacyjne) używają specjalnych rękawic, w których można nie tylko zadawać ciosy, ale także chwytać – dodaje Kawulski, który kilka lat temu sam startował w MMA – Wykorzystuje się też bokserskie ochraniacze na zęby. Z racji tego, że spora część pojedynków odbywa się w parterze, uszkodzenia głowy są dużo rzadsze, i znacznie mniej poważne, niż w boksie zawodowym. W ciągu kilkunastu lat historii MMA doszło do zaledwie jednego wypadku śmiertelnego i to dlatego, że do walki został dopuszczony zawodnik z ukrytą wadą serca. Oczywiście dość powszechnie zdarzają się zwichnięcia czy rozcięcia, ale to przecież nie
grozi trwałym kalectwem.
Zobacz również
Konkwistadorzy ringu
Na żadnym z naszych turniejów nie doszło do poważnych kontuzji. A niejednokrotnie walki były bardzo zacięte. Kawulski i Lewandowski zdają sobie sprawę, że po kilku latach nazwa „Konfrontacja Sztuk Walki” jest już nie do końca adekwatna do tego, w jakim stylu walczą zawodnicy. Po pierwsze w Polsce MMA jest sportem bardzo młodym i nie ma zbyt wielu zawodników, którzy trenują wyłącznie pod kątem zmagań w MMA. Po drugie w dotychczasowych KSW zwyciężali zawodnicy reprezentujący bardzo różne sztuki walki.
Byli to kolejno: Łukasz „Juras” Jurkowski (taekwon- do), 2-krotnie Antek Chmielewski (judo), zapaśnik stylu wolnego Jacek „Buczer” Buczko, Francuz Francis Carmont (boks tajski). W VI Konfrontacji wygrał specjalizujący się w MMA zawodnik – Michał „Cipao” Materla. Triumf Materli obserwował ówczesny premier Kazimierz Marcinkiewicz. Ponieważ trudno go posądzić o zamiłowanie do agresji, można zastanawiać się, czy walki MMA przypadły mu do gustu. – Wszystko wskazuje na to, że tak – odpowiada Kawulski. – Premier został do samego końca i wyglądał na szczerze zainteresowanego.
Zobacz również
Konkwistadorzy ringu
Dowodzi to tezy, że MMA może zafascynować nie tylko „chłopaków z miasta”, ale także ludzi na stanowiskach: kulturalnych, dobrze wykształconych, zamożnych – jednym słowem – dżentelmenów. Czytelników (i czytelniczki) Gentlemana zapewne zainteresuje fakt, że podczas VII Konfrontacji w superfight wystąpi redaktor naczelny naszego magazynu, Przemysław Saleta, który ostatnio regularnie trenował pod kątem startu w MMA. Lek na stres Jednym z wielkich fanów MMA jest pracujący od kwietnia w Londynie Jacek Jurczyński. Ten 32-latek nie należy jednak do tych licznych obywateli Rzeczypospolitej, którzy wyjechali do Wielkiej Brytanii, aby za kilka czy kilkanaście funtów na godzinę zmywać naczynia w barze lub malować ściany.
Dostał bowiem posadę w Goldman Sachs – jednym z największych i najbardziej renomowanych (założono go w 1869 roku) na świecie banków inwestycyjnych. Jest dealerem instrumentów finansowych i zarabia kilkanaście razy więcej niż w Polsce, gdzie nie miał powodu, by narzekać na dochody. Oczywiście, koszty życia w stolicy Anglii są znacznie wyższe niż w Warszawie, ale jeśli dodać do tego bardzo prawdopodobne pokaźne bonusy, łatwo odnieść wrażenie, że Jackowi żyje się jak u Pana Boga za piecem. Oczywiście pracuje więcej niż skromne 40 godzin w tygodniu, a poziom stresu w jego życiu jest z pewnością wysoki. Stać go na odstresowanie się, paląc cygara w klubie dla dżentelmenów lub grając w tenisa czy golfa. On jednak preferuje znacznie mniej konwencjonalne metody. – Jako nastolatek, mieszkając w Lublinie, namiętnie oglądałem filmy z Jackie Chanem i nieśmiertelne Wejoecie Smoka z Bruce’m Lee, toteż połknąłem bakcyla wschodnich sztuk walki – opowiada Jacek. – Trenowałem tradycyjne jujitsu i kung-fu (styl modliszki).
Zobacz również
Konkwistadorzy ringu
Kończąc szkołę średnią nie należałem do olbrzymów – wprawdzie mierzyłem 180 cm, ale ważyłem niecałe 60 kg. Po przeprowadzce do Warszawy, gdzie studiowałem w Szkole Głównej Handlowej, kontynuowałem treningi kung-fu w szkole Red Tiger. Po studiach poznawałem tajniki boksu pod okiem mistrza olimpijskiego z Montrealu, Jerzego Rybickiego, ale już pod koniec nauki natknąłem się na kasety z walkami UFC i zrozumiałem, że to jest to. Mistrz brazylijskiego jujitsu, Gracie, wymiatał wprost niewiarygodnie. Przewracał rywali i „dusił” ich w parterze niczym wąż boa podrzuconego do terrarium królika. Chcąc rozwinąć swoje umiejętności, trafiłem do klubu Copacabana, gdzie trenerem był 9-krotny mistrz Polski w zapasach w stylu wolnym, Michał Stanisławski. Nauki pobierałem także od mistrza jujitsu Leszka Pawlęgi i mistrza boksu tajskiego Igora Kołacina.
Wakacje na macie Po studiach pracując na kierowniczym stanowisku w BPH, Jacek starał się trenować nie rzadziej niż 5 razy w tygodniu. Wiedział, że inaczej – przy siedzącym trybie życia – szybko rozwinąłby mięsień piwny. I tak dawny chuderlak zamienił się w 83-kilogramowego mężczyznę bez śladu „maciusia”. – Choć w Londynie pracuję więcej niż kiedykolwiek, już nie mogę się doczekać, gdy wznowię treningi. Kończę leczyć kontuzjowany obojczyk i za chwilę znów ruszę w bój. Może nie w takim stopniu, jak mój kolega, trenujący w klubie London Shootfighters Jacek Toczydłowski, który – mimo wyższego wykształcenia – postawił na karierę sportową i podpisał kontrakt na występy w „King of the Cage” (Król klatki – przedsionek UFC), ale także zamierzam startować w zawodach.
Zobacz również
Konkwistadorzy ringu
Oczywiście, nie będą to starcia z czołówką jujitsu, ale mastersi, zwłaszcza ci mający nieco powyżej 30 lat, do słabeuszy nie należą. Widziałem np. zawodników walczących w najstarszej kategorii (powyżej 55 lat) i proszę mi wierzyć, że to nie są tetrycy. Co ciekawe, wielu z nich to ludzie dobrze wykształceni i zamożni – dentyści, prawnicy, biznesmeni. Ci dżentelmeni bez szemrania płacą za możliwość potrenowania z zawodowcami, bo wiedzą, że tylko w ten sposób poprawią swoje umiejętności. Zresztą ja również tak uważam.
W 2005 roku byłem wraz z kolegami z klubu na 4-tygodniowych wakacjach w Rio de Janeiro. Ale nie polegały one na nieustannym obserwowaniu wdzięków czekoladowych tancerek. Wypoczywaliśmy, intensywnie trenując z Brazylijczykami. Wraz z nami ćwiczył m.in. bardzo sympatyczny dentysta – posiadacz czarnego pasa w brazylijskim jujitsu. Facet wyglądał niepozornie, ale potrafił spuścić manto dużo większym od siebie przeciwnikom. Polecam takie wakacje każdemu zapracowanemu dżentelmenowi – mówi Jacek.
Zobacz również
Konkwistadorzy ringu
Ojcowie MMA
Prekursorem walk MMA było założone w 1993 roku UFC (Ultimate Fighting Championship), które później przez długi czas pozostawało w cieniu japońskiej federacji Pride FC. Ta druga bowiem dysponowała olbrzymimi pieniędzmi i prawie wszyscy najlepsi zawodnicy walczyli właśnie w Pride. W 2006 roku sytuacja zaczęła się zmieniać.
Pride straciła kontrakt ze stacją telewizyjną Fuji TV, natomiast UFC zarobiła ogromne pieniądze dzięki kontraktowi z telewizją Showtime i zaczęła ściągać do siebie najlepszych zawodników z innych organizacji, w tym także z Pride. Ostatnim krokiem w wyeliminowaniu konkurencji było wykupienie Pride 27 marca 2007 roku przez braci Fertitas, właścicieli firmy ZUFFA, która jest głównym udziałowcem w UFC.
Zobacz również
Konkwistadorzy ringu
Rozgrywki Mixed Martial Arts - nic nowego? Pierwszymi udokumentowanymi zawodami w mieszanych sztukach walki i zapewne ideowym przodkiem współczesnych MMA były zapasy typu pankration w starożytnej Grecji. Stosowano w nich różne style greckich zapasów i pięściarstwa. Obok pięściarstwa (pygme) i zapasów (pale), pankration znajdował się w programie antycznych igrzysk olimpijskich.
Określany przez historyków jako „zapasy z elementami walki na pięści”, koncentrował się na reprezentowaniu miast sportowców. Rodzime style każdego miasta były ścisłą tajemnicą. Historia zna jeszcze inne formy mieszanych sztuk walki, jak francuskie Brancaille.
Zobacz również
Konkwistadorzy ringu
W rozgrywkach typu MMA (na początku nie nosiły tej nazwy) ścierały się dwie tendencje. Jedna polegała na organizowaniu brutalnych widowisk typu „wszystkie chwyty dozwolone” i wskutek niej walkom MMA towarzyszyły niezdrowe sensacje. Druga, sportowa, obecnie dochodząca do głosu – to wypracowanie bezpiecznej formuły walki, obejmującej możliwie duży zakres dopuszczalnych technik, oraz takiej, by umożliwić rywalizację z zawodnikiem innego stylu.
Te dyscypliny rozwinęły się w latach dziewięćdziesiątych głównie w Brazylii (Vale tudo), Stanach Zjednoczonych i Japonii. Techniki zaczerpnięto ze sztuk i sportów walki Brazylii, Japonii, Anglii, USA, Tajlandii, Francji i Rosji, z niewielkimi zapożyczeniami z dyscyplin innych narodów. MMA zostało spopularyzowane przez widowisko Ultimate Fighting Championship I (UFC I) w listopadzie roku 1993.