Marina Łuczenko - Muzyka Dla Oczu
Maxim: Czyli robiłaś raczej zdjęcia dziewczynom?
Marina: Tak. Faceci są tam bardzo do siebie podobni: napakowani, jakby przez pół roku przygotowywali się do wyjazdu na siłowni. Totalnie nie mój klimat.
Maxim: Trochę naciągane, ale można by z tego wyciągnąć, że w Twoim klimacie są dziewczyny. Fajna perspektywa. A teraz imprezy: wiemy, jakie nie są w Twoim klimacie. A jakie są?
Marina: Lubię bawić się przy muzyce klubowej, ale nie wtedy, kiedy wokół jest za dużo ludzi. Byliśmy na imprezach na dziesięć tysięcy osób i wszyscy podskakiwali w rytm house'owych utworów, które niekoniecznie mnie porywały. Wolę tańczyć w mniejszym gronie i przy klubowym hitach. Jeśli chodzi o masowe imprezy, lubię jeździć na festiwale - to świetna okazja do posłuchania na żywo ulubionych artystów, w jaki sposób aranżują swoje utwory z żywymi instrumentami.
Maxim: Masz egzotyczną urodę i niepolsko brzmiące nazwisko. Skąd trafił nam się w Polsce taki skarb?
Marina: Moi dziadkowie byli Polakami. Moi rodzice, brat i ja urodziliśmy się na Ukrainie, bo w wyniku dawnego podziału moi dziadkowie zostali po stronie ukraińskiej. Przyjechaliśmy do Polski, kiedy miałam dwa lata, więc czuję się Polką. Dzięki takiemu pochodzeniu, oprócz języka polskiego i angielskiego, znam także rosyjski i ukraiński. To pomaga w nawiązywaniu kontaktów za granicą. Poza tym mam specyficzną wrażliwość muzyczną, bo jako dziecko byłam katowana (he, he) rosyjskimi balladami - muzyką, której słuchali moi rodzice. Później sama sięgnęłam po czarne brzmienia: Michaela Jacksona, Toni Braxton, Whitney Houston, Mariah Carey. Doszła jeszcze muzyka polska, czyli Natalia Kukulska, Kayah, Mietek Szcześniak i tak dalej. To wszystko się we mnie zmiksowało i pomogło wybrać własną drogę.