Oszust, którego pokochano
Niezależnie od tego, czyją tożsamość przejmował Demara albo jakim zajęciem się parał, zawsze był perfekcjonistą. Do każdej roli przygotowywał się tak samo wzorowo, a potem doskonale się w niej sprawdzał. Tak było m.in. wtedy, gdy został nauczycielem. W tym co robił, był tak przekonujący, że szybko zdobył szacunek uczniów i zaufanie rodziców. Gdy okazało się, że nie ma odpowiedniego wykształcenia, miał zostać aresztowany za oszustwo. Właśnie wtedy z odsieczą przyszli mu rodzice wychowanków, którzy stwierdzili, że Demara był najlepszym belfrem, z którym ich dzieci miały kiedykolwiek do czynienia.
O tym, że jest nie tylko niezłym pedagogiem, ale też psychologiem, pokazał podczas pracy w zakładzie karnym w Huntsville w Teksasie. Jako Ben Jones – strażnik więzienny – udało mu się zapobiec wybuchowi zamieszek, a innym razem przeprowadzić skuteczne negocjacje z jednym z osadzonych, który wszedł w posiadanie broni i omal nie doprowadził do tragedii. Magnus Magnusson w swojej książce „Słynne fałszerstwa, oszustwa i skandale” przypomniał, że jego zdolności radzenia sobie z tak poważnymi problemami, umiejętność rozładowywania napięć i wielkie opanowanie zrobiły niemałe wrażenie na ówczesnym gubernatorze.
Demara był też jeszcze proboszczem w parafii, filozofem, sanitariuszem w szpitalu czy prawnikiem. Zdaniem jego biografów, wchodzenie w każdą kolejną rolę przynosiło mu mnóstwo radości. Do każdej z nich – niezależnie od tego, czy kradł tożsamość, czy tworzył jakąś postać od nowa – skrupulatnie się przygotowywał. Nie tylko poprzez preparowanie dokumentów, ale także przez zdobywanie wiedzy z kolejnych dziedzin, potrzebnej do odgrywania ról. We wszystkim starał się być najlepszy. Często podkreśla się, że gdyby kolejne specjalności, którymi się zajmował, poparte były odpowiednim wykształceniem, a nie opierały się na oszustwie, to odniósłby niebywały sukces w każdej dziedzinie. Oczywiście duża w tym zasługa wspomnianej pamięci fotograficznej oraz ponadprzeciętnej inteligencji.
„Zuchwały, niewykształcony, ale szalenie inteligentny samozwaniec, który zawsze chciał być kimś i za każdym razem, stając się kimś innym, odnosił sukcesy” - napisał o nim magazyn „Time” w 1957 r.
Dzięki publikacjom prasowym i dziennikarskim śledztwom, na dobre zdemaskowany został pod koniec lat 70. ubiegłego wieku. Pracował właśnie w Szpitalu Dobrego Samarytanina w Kalifornii jako... kapelan. Jednak w tym, co robił, był jak zwykle tak dobry, poza tym łączyła go przyjaźń z członkami zarządu szpitala, że ostatecznie pozwolono mu zostać i dalej wykonywać swoją „posługę”. Pomagano mu także finansowo, ponieważ nie był człowiekiem zamożnym, lecz coraz bardziej schorowanym – w końcu przez cukrzycę lekarze orzekli, że obie jego nogi muszą zostać amputowane. Ostatecznie w szpitalu tym zamieszkał, a w 1982 roku zmarł.
Na temat życia Demary powstała książka „Wielki oszust”, a także film pod tym samym tytułem.