Gromada świń
Okrucieństwo "czarnych łowców" budziło grozę nie tylko wśród mieszkańców okupowanych krajów. Przerażeni byli nawet niektórzy nazistowscy notable, którzy po wojnie sami odpowiadali za zbrodnie wojenne. "Mein FĂźhrer, to prawdziwe bydlaki" - pisał w liście do Hitlera obergruppenfĂźhrer SS Hermann Fegelein, mąż siostry Evy Braun. "Była to raczej gromada świń aniżeli żołnierze" - wspominał po wojnie Ernst Rode, szef sztabu Ericha von dem Bacha-Zalewskiego, dowódcy niemieckich sił skierowanych do walki z powstańcami w Warszawie.
W stolicy Polski "dirlewangerowcy" osiągnęli apogeum okrucieństwa. Pojawili się tutaj 5 sierpnia 1944 r., na osobisty rozkaz Heinricha Himmlera, który bardzo cenił jednostkę. "Atmosfera w tym pułku jest często średniowieczna z uwagi na stosowanie kar cielesnych i innych podobnych środków wychowawczych. Jeżeli ktoś zapytany o to, czy wygramy wojnę skrzywi twarz, zniknie z wykazu stanu... ponieważ inni go zastrzelą na miejscu" - opowiadał Himmler na naradzie gauleiterów w Poznaniu.
Szef SS wiedział, że opór warszawiaków może przełamać tylko terror totalny. "Czarni łowcy" byli stworzeni do realizacji tego planu.