Wszystko, żeby się chronić
Życie w dobrobycie miało jednak swoje minusy. Król przekonał się, że społeczeństwo nigdy nie będzie zadowolone. Oczekiwania Tajów rosły i to w takim tempie, że tylko wojsko potrafiło nad tym zapanować. Wojskowa junta do dziś ma ogromny wpływ na politykę państwa. Bhumibol wprowadził też prawo lèse-majesté, traktujące obrazę majestatu jako zdradę państwa.
Absurdy zaczęły się mnożyć. W 2002 roku król wydał książkę o swojej ukochanej suczce Thong Daeng. – Jest skromna i wie, jak się zachować. Zawsze siada poniżej króla – pisał we wstępie. Opowieść o nie byle jakim, bo królewskim psie, rozchodziła się w kraju jak ciepłe bułki (sprzedano jej więcej niż egzemplarzy „Harry’ego Pottera”). Pech chciał, że pewien Taj postanowił skomentować książkę władcy w niewybrednych słowach. Kilka dni po premierze został skazany na 37 lat pozbawienia wolności.
Pewnej kobiecie grozi z kolei15 lat za kratami, bo nie zgłosiła na policję komentarza o monarchii, który jej syn umieścił w sieci. Studentów ściga się za występowanie w przedstawieniach, w których doszukuje się aluzji do obecnego rządu, na ścianach ubikacji też lepiej nie pisać o królu. Lèse-majesté działa jednak nie tylko w obronie samego króla i jego psa, ale także w przypadku jego rodziny. To właśnie dzięki tym zapisom Maha Vajiralongkorn może robić co tylko mu się podoba.