None
Redakcja miesięcznika Gentleman przyznała doroczny tytuł Gentlemana Roku Piotrowi Rubikowi. Piotr Rubik to wybitna i charyzmatyczna osobowość, człowiek renesansu, który dzięki swojej artystycznej wrażliwości i tworzonym przez siebie utworom zyskał fanów niezależnie od wieku i zainteresowań. Udowodnił, że nawet klasyczne oratoria mogą przyciągnąć tłumy, zachwycić i zainteresować ludzi w każdym wieku. W sytuacjach konfliktowych zachowuje właściwe gentlemanom opanowanie.
Kiedy po raz pierwszy wziął pan w ręce instrument?
Bardzo ciężko byłoby mi to zrobić, ponieważ pierwszym instrumentem, którego się tknąłem, było pianino. Gdy byłem jeszcze malutki i miałem trzy, może cztery latka, dorwałem się u dziadka do pianina. Bardzo lubiłem na nim brzdąkać, choć jeszcze ciężko było mówić o jakiejkolwiek melodii. Mieliśmy z dziadkiem taki zwyczaj, że razem słuchaliśmy płyt i muzyka zaczęła się układać mi się w mózgu i w sercu. Z czasem te pierwsze melodie były coraz bardziej składne. Natomiast po raz pierwszy wiolonczelę wziąłem do ręki, gdy miałem sześć lat.
Zobacz również
* Błędne koło wirtualnych znajomości Błędne koło wirtualnych znajomości*
Piotr Rubik
Pierwsza styczność z instrumentem to była prowokacja ze strony dziadka? Czy zaczął pan grać sam z siebie, czy ktoś starał się pana ukierunkować?
Nie, zacząłem sam z siebie. Byłem bardzo ciekaw, czym jest ten wielki czarny przedmiot stojący pod ścianą. A kiedy zobaczyłem, że to się tak fajnie otwiera, że są klawisze, i że wydają dźwięk, sprawiło mi to wielką frajdę. U mnie w domu wszyscy trochę grali. Mój dziadek nie był muzykiem. Z zawodu był prawnikiem, a dla przyjemności melomanem. Z kolei pradziadek był dyrygentem, mama trochę grała, babcia śpiewała, więc muzyki w domu było dużo.
No i zaczął pan piąć się po szczeblach muzyki. A czy nie było panu żal, że rówieśnicy bawią się, grają w piłkę, a pan musi ćwiczyć?
Szczerze mówiąc, to nie do końca wiedziałem, jak to jest nie ćwiczyć. Od dziecka ćwiczyłem, od dziecka pracowałem. Czasami miałem tylko żal, że z powodu tych ćwiczeń nie mogę obejrzeć czegoś w telewizji lub przeczytać ksią ki. Kompletnie natomiast nie ciągnęło mnie do kolegów na podwórko. Pewnie dlatego, że nie miałem ich zbyt wielu i że nie do końca rozumiałem smak tego do czego miałbym tęsknić. Dopiero później, od końca podstawówki i w liceum, już się stałem bardziej towarzyski i wtedy rzeczywiście miałem żal, że zamiast chodzić gdzieś ze znajomymi muszę siedzieć i ćwiczyć. Minimum godzinę - dwie dziennie.
Zobacz również
* Błędne koło wirtualnych znajomości Błędne koło wirtualnych znajomości*
Piotr Rubik
Najważniejsze jest, aby swoje zajęcie traktować jako hobby, nie jako pracę. Czy podchodził pan do muzyki z dużą pasją?
Oczywiście. Inaczej bym nie przetrwał tyle lat w tym biznesie…
A marzenia? Jakie były pana marzenia w wieku10 lat?
Gdy byłem małym chłopcem, jeszcze w podstawówce, to marzyłem o tym, że gram w słynnej, światowej orkiestrze symfonicznej. Widziałem siebie we fraku, na wielkich scenach. Wyobrażałem sobie, że jadę na tournee z którąś z tych orkiestr której muzykę miałem na płytach. Gdy dorosłem, chciałem zostać kompozytorem.
Jakie były pana pierwsze zespoły muzyczne?
Bardzo różne. Siłą rzeczy, będąc w szkole muzycznej, gra się w zespołach i w orkiestrach kameralnych. Ale od czasów liceum ciągnęło mnie w stronę muzyki tak zwanej rozrywkowej. Lubiłem grać różne gatunki muzyczne. Wtedy mieliśmy w szkole taki zespół „Funk Septet”. Próbowaliśmy grać coś innego niż tak zwaną muzykę klasyczną. Nie przypuszczałem wcześniej, że granie różnych gatunków muzycznych tak bardzo rozwija i zawsze byłem dumny ze swojego profesora, który na to pozwalał. Niektórzy profesorowie w szkole muzycznej nie zgadzają się, by grać muzykę rozrywkową, uważają, że jest to coś złego.
Jaka była pierwsza skomponowana przez pana piosenka?
Dla babci na urodziny. Nie pamiętam jej tak dobrze, żeby ją w tej chwili zanucić, ale gdzieś te nuty jeszcze są. Nie sądzę, by to był przebój, bo jeszcze wtedy zbyt mało wiedziałem o komponowaniu. Ale piosenka miała swój urok, bo wtedy nie kombinowałem, nie myślałem o stronie technicznej muzyki, tylko zapisywałem, co mi w duszy gra. I tak jest zresztą cały czas. Staram się opierać na tych pierwszych, najświeższych pomysłach, bo to jest zawsze najbardziej szczere.
Zobacz również
* Błędne koło wirtualnych znajomości Błędne koło wirtualnych znajomości*
Piotr Rubik
Jak się pisze przeboje?
Nikt nie ma metody, nie ma tu żadnej reguły. Ja nie zastanawiam się nad tym. Zapisuję melodie, które grają mi w duszy. Muzyka przychodzi do mnie znienacka, czasem w najmniej oczekiwanym momencie.
Ale czy pisząc, czuje pan, że to będzie super?
Nie myślę o tym w ten sposób. Oczywiście utwór musi zachwycić mnie w pewien sposób. Muszę się z nim identyfikować, czuć, grać i wtedy, jak poczuję dreszcze wtedy wiem, że jest to dobry utwór. Ale nie mam pojęcia, czy stanie się przebojem. To zależy od bardzo wielu czynników, nie tylko od samego utworu, ale też od czasu, w którym ten utwór się ukaże, od nastroju publiczności, od promocji.
Rynek show – biznesu promuje głównie wykonawców, o kompozytorach mówi rzadko. W pana przypadku stało się inaczej. Dlaczego?
Do mnie sława przyszła zupełnie przypadkowo, zresztą jak wszystko, co się dzieje w muzyce. To był układ szczęśliwych wydarzeń. Nagle wyszedłem z cienia, ludzie skojarzyli sobie mój wizerunek ze znanymi utworami, polubili mnie jako postać medialną. Z pewnością pomógł również fakt, że wspólnie z wykonawcami stoję na scenie. A to co stworzyliśmy w oratoriach okazało się tak charakterystyczne i inne od wszystkiego na polskim rynku, że zaczęto ten styl kojarzyć z Rubikiem…
Zobacz również
* Błędne koło wirtualnych znajomości Błędne koło wirtualnych znajomości*
Piotr Rubik
A propos wyjścia z cienia - kto wymyślił pański wizerunek? Czy pomagali panu profesjonaliści?
Wizerunek zmieniałem stopniowo, głównie dla samego siebie. O to, żeby być szczupłym walczyłem przez całe życie i od pewnego czasu pracowałem nad tym głównie dla swojego samopoczucia, dla wzmocnienia charakteru i po prostu po to, żeby dobrze wyglądać. Kolor włosów zaś to zupełny przypadek. Przed sylwestrem namówił mnie na platynę mój fryzjer, byłem w dobrym nastroju, więc stwierdziłem, że spróbujemy - i tak zostało. Dobrze się z tym czułem. Weselej. Nie miało to związku z muzyką, natomiast na pewno dodało pewności siebie. I myślę, że zaważyło na tym, że przestałem stać w cieniu. Zacząłem dyrygować własnymi utworami, siłą rzeczy stałem się widoczny. Zawsze gdy dyryguję, daję z siebie wszystko, ponosi mnie, jestem ekspresyjny i widoczny. Sądzę, że odbiorcy poczuli, że mam w sobie coś, za czym warto pójść.
Czyli warto iść własną drogą, nie ulegać modom, postępować zgodnie z własnym charakterem.
Dokładnie! Cały ten boom popularności nastąpił właśnie wtedy, gdy postanowiłem nie podporządkowywać się narzuconym przez wytwórnie płytowe ramom stylistycznym. Kiedy z tym zerwałem i stwierdziłem, że będę wszystko robił po swojemu, wtedy okazało się, że to jest to.
Jaka jest dieta Rubika?
Nie ma żadnej specjalnej diety. Nie obżeram się, nie łączę ze sobą pewnych produktów, nie jem tłustych rzeczy, staram się odżywiać regularnie i nie za dużo, a poza tym – wiele ruchu. Ruch, ruch i jeszcze raz ruch! Nie ma diety cud. Cudem jest, jak człowiek jest konsekwentny w swoich postanowieniach. Nie mógłbym być lekarzem chirurgiem, kroić ludzi.
Zobacz również
* Błędne koło wirtualnych znajomości Błędne koło wirtualnych znajomości*
Piotr Rubik
Jakie słowo najczęściej pan powtarza?
Kocham cię.
Pierwsza miłość. Pamięta pan, nie pamięta, czy woli nie pamiętać? Kogo ciągnął pan za włosy w podstawówce?
Ja byłem bardzo nieśmiały. W moim przypadku to było trochę inaczej – pierwszą miłością była muzyka.
Czy wyjątkowa kobieta to taka, przy której można pisać muzykę?
Kiedy jestem zakochany, wtedy jestem szczęśliwy i mogę pisać. Ale na natchnienie nie ma reguły. Są też dni, kiedy cierpię i one też składają się na moją muzykę.
Czy uważa pan, że bycie gentlemanem pomaga we współczesnym świecie? Czy jest już może przestarzałe?
Nie zawsze jestem gentlemanem, ale staram się. Daje to satysfakcję przede wszystkim mnie samemu. Wpoili mi to ludzie, z którymi przebywałem. Pracowałem z wieloma artystami, bardzo kulturalnymi ludźmi. Zauważyłem, że jako gentlemani są bardzo dobrze odbierani przez otoczenie i zrozumiałem, że warto.
Ale chyba nie łatwo być panu gentlemanem. Jako osoba, która odniosła sukces na pewno styka się pan z zawiścią, maskowaną uśmiechami.
Nie tylko maskowaną, bardzo często stykam się z otwartą niechęcią. Ale przez te kilka lat nauczyłem się to ignorować i bardzo się cieszę z tej umiejętności, bo człowiek kiedy jest wrażliwy, za bardzo przeżywa zawiść, zwłaszcza na starcie. Pamiętam jak mnie kiedyś bolały negatywne recenzje i wypowiedzi - z czasem jednak człowiek się uodparnia. Na szczęście przyjaznych dusz jest więcej. Mądrzy ludzie mówią, że sukces się mierzy ilością wrogów i ja się uczę codziennie ignorancji dla rzeczy nieważnych.
Zobacz również
* Błędne koło wirtualnych znajomości Błędne koło wirtualnych znajomości*
Piotr Rubik
W tym roku planuje pan ślub, jaki on będzie?
Romantyczny.
Jaki ma pan motocykl, a jaki chciałby pan mieć?
Wszyscy fanatycy motocykli wiedzą, że co roku powstają nowe wspaniałe modele, budzące pożądanie. Żałuję, że nie mam na to miejsca, ale najchętniej bym motocykle kolekcjonował. W tej chwili mam dwa modele: sportowy, taki typowy „przycinak” Hondę CBR 1000RR i turystyczny Hondę ST 1300A Pan European
Uczy się pan japońskiego, żeby przekonać Japończyków, że Polska to nie tylko Chopin, ale też Rubik?
Japoński to moje hobby. Fascynujące jest odkrywanie, co znaczą te rzędy krzaczków. Lubię japońską kulturę i japońskie gry komputerowe. A języków uczę się z przyjemnością, w czym na pewno pomaga muzyczny słuch - od dziecka znam rosyjski i angielski.
Czy ma pan marzenia?
Chciałbym być zdrowy, a zawodowo - pisać muzykę do amerykańskich filmów. Nawet bardziej niż dostać Oskara! W Ameryce robi się filmy dla wielkiej widowni, filmy, które się ogląda i dlatego muzyka dociera do wielu serc.
Zobacz również
* Błędne koło wirtualnych znajomości Błędne koło wirtualnych znajomości*
Piotr Rubik
Jak jest po japońsku dziękuję bardzo?
Fonetycznie brzmi to: domo arigato gozaimasu!
Co najbardziej pana stresuje?
Trudne rozmowy biznesowe i gdy muszę powiedzieć „nie”. Bo często jest tak, że kogoś bardzo lubię, a wiem, że dla dobra sztuki muszę mu odmówić. To jest dla mnie bardzo stresujące, że muszę wybierać między przyjaźnią, koleżeństwem a muzyką.
A najlepszy relaks? Słuchanie muzyki?
Nie słucham muzyki, nie mam na to siły ani ochoty. Kiedy pracuje się kilkanaście godzin nad utworem, człowiek pragnie ciszy. I dlatego w domu w ogóle nie odtwarzam muzyki. Słucham jej tylko w samochodzie podczas dłuższych tras, lecz nie mam z tego przyjemności, bo w utworze muzycznym czytam jak w otwartej księdze. A wracając do tego, co mnie najbardziej rozluźnia - wiele jest takich rzeczy, między innymi przebywanie z moją narzeczoną i jazda na motocyklu.
Zobacz również
* Błędne koło wirtualnych znajomości Błędne koło wirtualnych znajomości*
Piotr Rubik
Co jest bardziej ekscytujące: pisanie muzyki, czy jazda na motocyklu?
Tego nie da się porównać. Żeby pisać muzykę trzeba ciekawie żyć, rozwijać się, robić coś nowego, uczyć się nowych rzeczy. To nie jest tak, że jedzie się w góry, ogląda piękny widok i przychodzi inspiracja. Ona przychodzi wtedy, gdy w życiu jest wiele różnorodnych bodźców, które budzą różne emocje. Bo muzyka wynika z emocji. Nie można porównywać muzyki i jazdy na motocyklu, bo to wszystko się składa w całość, każdy z tych elementów jest ważny.
Zobacz również
* Błędne koło wirtualnych znajomości Błędne koło wirtualnych znajomości*
Piotr Rubik
Ulubiony dźwięk?
Szum oceanu.
A najbardziej irytujący?
Kucie podczas remontu.
Czy śpiewa pan przy goleniu?
Nie śpiewam przy goleniu. Często pod prysznicem, ale nie jest to śpiewanie – udaję różne instrumenty perkusyjne.
A gdyby nie robił pan tego co robi, to co by pan robił?
Byłbym agentem tajnych służb.
Zobacz również
* Błędne koło wirtualnych znajomości Błędne koło wirtualnych znajomości*