Show toczy się dalej
– Czy warto tak ryzykować? – zapytałem kiedyś Piotra Szymca, w swoim czasie jednego z najlepszych polskich strongmanów, który po odniesieniu kilku poważnych kontuzji zajął się organizacją zawodów. – Czy imprezy z udziałem siłaczy stałyby się mniej atrakcyjne, gdyby wprowadzić do nich przepisy ograniczające wagę dźwiganych przedmiotów, regulujące rozstawienie uchwytów, twardość podłoża?
Po co dźwigać 300-kilogramowe ciężary w głębokim piachu, narażając się na skręcenie nogi? Po co wszystkie te dodatkowe utrudnienia? – Ponieważ – odpowiada Piotr Szymiec – na tym polega widowisko. W ciągu paru lat zawody strongmanów nabrały takiej popularności, że pozwalają na zapełnienie dużej hali sportowej albo stadionu. Zawody strongmanów nie zgromadzą dużej widowni, jeśli nie będą działać na wyobraźnię. Tu musi być element niespodzianki, czegoś niezwykłego. Stąd te kilkunastotonowe ciężarówki przeciągane przez jednego człowieka. Stąd 300-kilogramowe walizki wrzucane na szczyt schodów. Stąd półtonowe lektyki i karuzele z kilkoma modelkami dla ozdoby