Błagała: „wujku, nie zabijaj mnie!”
Doszło do niego w nocy z 24 na 25 grudnia 1976 roku. Z uroczystej pasterki w kościele w Połańcu podstępem wywabiono („wracajcie do domu, bo ojciec się upił i rozrabia”) Krystynę i Stanisława Łukaszków oraz Mieczysława Kalitę.
Młodzi małżonkowie i kuzyn panny młodej wracali do świętokrzyskiego Zrębina na piechotę. Od domu, do którego już nigdy nie dotarli, dzieliły ich cztery kilometry.
W połowie drogi prowadzony przez Jerzego Sochę samochód osobowy potrącił idącego poboczem 12-letniego Mietka. Biegnących na pomoc chłopcu Krystynę i Stanisława zaatakowali Jan Sojda i Józef Adaś. Mężczyźni, którzy przyjechali na miejsce kaźni autobusem wynajętym do przewozu wiernych na pasterkę, zakatowali ich kluczami do kół autobusowych. Nie mieli litości nawet dla znajdującej się w piątym miesiącu ciąży Krystyny. Młoda dziewczyna bezskutecznie prosiła Sojdę: „wujku, nie zabijaj mnie!”.
Najokrutniejszą śmiercią zginął nastoletni Mietek. Gdy zwyrodnialcy zobaczyli, że potrącony przez auto chłopiec jeszcze żyje (miał „tylko” połamane obie nogi), przenieśli jęczące dziecko na jezdnię i przejechali je ponownie.
Temu wszystkiemu przyglądali się oniemiali ze zgrozy pasażerowie autobusu. Było ich 30. Wszyscy byli mieszkańcami Zrębina. Nikt z nich nie miał możliwości stanięcia w obronie katowanych ofiar. Drzwi pojazdu zostały skutecznie zablokowane przez drugiego z zięciów Sojdy – Stanisława Kulpińskiego.
Zastraszeni i sterroryzowani przez morderców przysięgli, że nie pisną ani słowa o zbrodni. Obietnicę tę wkrótce potem podtrzymali, sygnując własną krwią pismo zapewniające o milczeniu.