Strongman
Pierwszą eliminacyjną konkurencję wiązaną (kowadło + beczki) zaliczył dzięki znieczuleniu nogi. Wydawało mu się, że w ten sposób można dobrnąć do końca i nawet zakwalifikować się do finału, jeżeli tylko w pozostałych konkurencjach nie będzie konieczne bezpośrednie zaangażowanie nóg.
Liczył na dobry wynik w przerzucaniu palców. Niestety, jak pech to pech! Pod „palce” zawsze podkłada się klocki, które pozwalają zawodnikowi swobodnie wsunąć dłonie pod spód zanim dojdzie do podnoszenia. Podczas unoszenia drugiego „palca” Jarek niechcący stanął krzywo na jednym z takich klocków, a wtedy ból w nodze uniemożliwił mu kontynuowanie konkurencji.
W rezultacie nasz reprezentant nie wszedł do finału, mimo że zabrakło mu tylko... 2,5 punktu. Nie pomogły uzyskane później dobre wyniki w chwycie Herkulesa, kulach i safe lifcie. Jak wspomina z żalem Jarek – wyniki najlepsze w życiu! Niepowodzenie z palcami przekreśliło jego szanse w tych zawodach. Pozostało mu już tylko kibicowanie kolegom.
– Chylę czoła przed Sebastianem – oświadczył. – To, czego dokonał, było absolutnym mistrzostwem. Wygrał trzy konkurencje: kule, safe lift i palce. W każdej z nich pobił rekord świata, a są to rekordy wymierne, bo od dawna używa się tego samego sprzętu.
Sebastian miał jednak także słabsze chwile, a złożyły się na nie ciągi z ciężarem. Konkretnie – jeden ciąg, bo tylko jeden zdołał zaliczyć. Jak trudna była to konkurencja, najlepiej świadczy fakt, że Amerykanin Don Pope nie pociągnął ciężaru ani razu, a Tarmo Mitt zerwał podczas tej próby biceps i wycofał się z zawodów.
Zobacz również
Nie było przeciwnika dla Mariusza
Ubiegłoroczny zwycięzca z Chin, Phil Pfister, dwumetrowy olbrzym o dłoniach wielkości sporej patelni, przez cały rok przygotowywał się tylko pod kątem tych mistrzostw, nie biorąc udziału prawie w żadnych zawodach za wyjątkiem Arnold Classic.
Eliminacje przeszedł łatwo i wszystko wskazywało na to, że będzie faworytem, przynajmniej zachowywał się tak jakby tytuł mistrza świata miał już w kieszeni. Niestety, nie miał pojęcia o tym, że Mariusz Pudzianowski, który dotychczas „regulaminowo” zajmował dalekie miejsca a konkurencji „palców”, tym razem był doskonale przygotowany, bo za namową kolegów skonstruował sobie „palce”, jeszcze cięższe niż te, których używa się na zawodach.
Zamontował je u siebie na podwórku i z uporem godnym mistrza ćwiczył nimi dwa miesiące przed wyjazdem do USA.
Wszyscy, którzy wcześniej wiedzieli o tej słabości Pudziana, nie mogli uwierzyć oczom, gdy zobaczyli, w jakim tempie przyszły mistrz świata rozprawia się z pięcioma kolejnymi „palcami”. A rozprawił się z nimi tak, że nie tylko pokonał Amerykanów i prawie całą resztę, ale ponadto ustanowił nowy rekord świata wynikiem 31 sekund.
Rekord utrzymał się wprawdzie krótko, bo w niedługi czas później odebrał mu go Sebastian (30 s.), ale wystarczyło, aby konkurenci stracili wiarę w siebie.
Zobacz również
Sukces Sebastiana
Zmagania najsilniejszych ludzi świata będzie można zobaczyć w telewizji między świętami Bożego Narodzenia a Nowym Rokiem, jako że transmisję z mistrzostw zakupiły telewizje 80 krajów!
Co ciekawe, mistrzostwa rozgrywane były każdego dnia w innym miejscu, między innymi pod hotelem, na plaży, a nawet w porcie na tle znanego z wielu filmów statku pasażerskiego „Queen Elizabeth II”, przerobionego obecnie na muzeum i hotel.
Do zwycięstw Mariusza przywykli już wszyscy konkurenci, a także organizatorzy, natomiast Sebastian stał się absolutną sensacją mistrzostw. Tak komentuje występ kolegi Jarek Dymek: – Sebastian był doskonale odbierany przez obserwatorów. Po sukcesie, jaki stał się jego udziałem, od razu posypały się zaproszenia do startów na zawodach w różnych krajach. Jeżeli tylko poprawi on wynik w przysiadach i martwym ciągu, to kto wie, czy znajdzie się przeciwnik, który będzie w stanie mu dorównać.
Sponsorem imprezy i fundatorem nagród była amerykańska firma odżywkowa Met-RX. Nagrody miały swoją wartość. Zwycięzca otrzymał 42 tysiące dolarów, wicemistrz 25 tysięcy, a brązowy medalista Terry Hollands z Wielkiej Brytanii – 15 tysięcy. Mirosław Gołąb
Zobacz również
Pudzian o zawodach
No cóż? W eliminacjach już po trzech konkurencjach czułem się finalistą, bo miałem dużą przewagę punktową nad innymi.
W finale Pfister starał się robić na siłę wrażenie najlepszego, zapewne wyobrażając sobie, że się go przestraszę. Zamiast rozgrzewać mięśnie, założył kapelusz, usiadł w fotelu i nic nie robił.
Nie wyszło mu to na zdrowie, bo w konkurencji wiązanej był czwarty albo piąty, a ja pierwszy. Miałem pełną satysfakcję, gdy patrzyłem na minę Pfistera po próbie „palców”. On zawsze wygrywał tę konkurencję, więc na pewno myślał, że wygra i tym razem. To była jedyna konkurencja, w której mogli mnie pokonać prawie wszyscy.
Gdyby organizatorzy chcieli, to mogliby palce wymienić na noszenie tarczy, ale oni potrzebowali dramatyzmu, bo dramatyzm dobrze się sprzedaje. Pudzianowski przegra – będzie szansa dla innych. No to im pokazałem, że nie przegram.
Zobacz również
Strongman
Miałem za sobą ostre dwumiesięczne treningi „palcami” jeszcze cięższymi niż te, których używaliśmy na mistrzostwach.
Przez pierwszy miesiąc dawałem radę tylko dwóm „palcom” i gdybym na nich poprzestał, nic bym nie zwojował w Los Angeles. Ale ja miałem motywację. Postanowiłem „dokopać” Pfisterowi i tak się stało. To nie były łatwe treningi. Męczyłem się po godzinie każdego dnia, palce były śliskie, niejeden raz dostałem po głowie, bo „omskła mi się” ręka, ale wszystko przetrzymałem.
Trzeci palec przerzuciłem dopiero w drugim miesiącu treningów, a czwarty na dwa tygodnie przed wyjazdem. Zrobiłem postępy, o jakich nikt nie myślał. W rezultacie tą konkurencję przegrałem tylko minimalnie z Sebastianem i po raz pierwszy nie zostałem odnotowany w tej konkurencji na dalekim miejscu.
Zobacz również
Strongman
W sumie finał wyszedł mi nieźle. Miałem dwa pierwsze miejsca, cztery drugie i jedno ósme, akurat w kulach, na których zwykle zarabiałem dużo punktów. Tym razem piąta kula przeleciała mi za podest, a czas leciał.
Gdyby nie ten przerzut, dostałoby mi się albo pierwsze, albo drugie miejsce, a mówię to mając świadomość, że cztery kule wrzuciłem w 14 sekund, podczas gdy Sebastian zrobił to w 18 sekund.
Ogólnie jestem zadowolony, bo od 6 lat zawsze stoję na pudle mistrzostw świata, podczas gdy inni się wymieniają. W tym roku mam za sobą nie tylko mistrzostwa świata, ale również 31 innych startów, z czego 30 wygrałem, a raz byłem drugi.
Ale najbardziej cieszy fakt, że moi przeciwnicy już nie mają na mnie sposobu, bo „palce” opanowałem doskonale.
Zobacz również
Wentyl o zawodach
Grupę miałem mocną – byli w niej tacy siłacze, jak Bułgar Stojan Todorczew i Amerykanin Don Pope.
Było więc z kim powalczyć o zakwalifikowanie się do finału, a tymczasem noszenie beczek, z których wylewała się woda, naruszając stabilność ciężaru, nie nastrajała najlepiej do tej walki. Tym bardziej, że na 3 metry przed metą beczka wypadła mi z rąk. Wylądowałem na trzecim miejscu, chociaż w skrytości ducha liczyłem na pierwsze.
Druga konkurencja to uchwyt Herkulesa. To ćwiczenie robi się raz dobrze, drugi raz źle, wszystko zależy od okoliczności, nastroju i sytuacji. Z nerwów miałem spocone dłonie, a poza tym po raz pierwszy w życiu trzymałem ciężary ustawione po bokach.
No i po dwóch konkurencjach byłem czwarty. Niedobrze pomyślałem! Jak tak dalej pójdzie, o finale można tylko pomarzyć. Miałem nieprzespaną noc.
Zobacz również
Strongman
Następnego dnia wszystko rozpoczęło się od przysiadów. Inni strongmani mieli do tej konkurencji specjalne kombinezony, a ja tylko pas i bandaże na kolana.
Znowu byłem czwarty. Ale przecież miałem trzy asy w rękawie: kule, rzut beczułkami przez poprzeczkę i safe lift. W tej ostatniej konkurencji rekord świata wynosił 16 powtórzeń. Stojan wycisnął safe lift tylko 3 razy, ja – 19. Rekord świata! Od razu z czwartego miejsca awansowałem na drugie, od razu też poprawił mi się humor. Kolejny dzień zawodów zaczął się od rzutu beczkami nad poprzeczką.
Wydawało mi się, że jako kulomiot powinienem mieć przewagę nad wszystkimi… wszyscy byli w tym dobrzy. Ponieważ jednak miałem za sobą wygraną w safe lift, przysługiwał mi start z ostatniej pozycji. Przede mną najlepszy zawodnik wykonał 10 rzutów w czasie 54 s. No to ja, z ogromną determinacją, zrobiłem to samo tylko w 33 s. Umocniłem swoją druga pozycję i teraz do rozstrzygnięcia pozostały tylko kule, ustawione na podestach od 180 do 150 cm. Uzyskałem czas 27 s, plasując się na drugim miejscu za Stojanem.
Ponieważ jednak Pope nazbierał więcej punktów za wszystkie konkurencje, więc to on, a nie Stojan, wszedł z pierwszym miejscem do finału. Zdobył 21,5 punktu, a ja 21.
Zobacz również
Strongman
Tak więc awans do finału miałem załatwiony. Powinienem czuć luz, ale przecież myślałem o medalu. Na szczęście już pierwszego dnia znalazłem się na drugim miejscu za Mariuszem, dzięki zwycięstwu w dociążonym przez organizatorów o 15 kg safe lifcie.
Pfister zaliczył 12 powtórzeń, Mariusz 15, a ja 17, co było rekordem świata. Następny dzień – i następny rekord, tym razem w „palcach”. Pudzian gromi zaskoczonych Amerykanów w czasie 31 s., mnie udało się zrobić to samo w 30 s.
Niestety, nadszedł czas martwego ciągu z ciężarem 350 kg i wystarczyło mi energii tylko na jeden raz, podczas gdy Pudzian dźwignął to samo aż 11 razy! Kolej na przeciąganie 25-tonowego wozu strażackiego. Na dziewięciu zawodników, czterech nie daje rady ruszyć maszyny z miejsca. Najlepszy wynik to 75 s. Kolej na mnie. Sędzia gwiżdże „start”, ja ciągnę i... biegnę. 15 s.! Wszyscy łapią się za głowy.
Szybko jednak wyszło na jaw, że wóz był na biegu, a więc nie toczył się, ale jechał. Skończyło się na wesołym śmiechu, ale powtórkę trzeba było zrobić. Już nieco zmęczony uzyskałem czas 51 s., co dało mi drugie miejsce, akurat przed Pfisterem.
Zobacz również
Strongman
Potem był spacer buszmena wygrany przez Pudziana, ja zająłem trzecie miejsce, ale w ogólnej punktacji nadal byłem na drugim miejscu.
Kolej na kule. Pudzianowi wypadła piąta kula, na skutek czego przestał liczyć się w tej konkurencji. Rekordowy czas 19 s. zrobił Dave Ostlund. W ostatniej parze startowałem z Terrym Hollandsem. Miało być tak, że jeżeli przegram, to spadam na trzecie miejsce, a on awansuje na drugie. Rezultat był pomyślny dla mnie, bo Terry zrobił 19,90, a ja 18 s.
W ogólnym rozrachunku miałem 5 punktów mniej od Mariusza, a Terry cztery punkty mniej ode mnie: 59 – 54 – 50. Ubiegłoroczny zwycięzca Phil Pfister uzyskał 43 punkty i zajął dopiero IV miejsce. Dla mnie pełną satysfakcją byłoby zdobycie brązowego medalu, ale jak już wyszedłem na drugie miejsce, to musiałem utrzymać je do końca. Jako zawodnik czuję się spełniony, bo rok 2007 był dla mnie bardzo udany. Zdobyłem w nim tytuł mistrza Europy, wicemistrza świata i mistrza Highlandu.