Nocne zwyczaje blokowisk
Kiedy zimno, wietrzno i deszczowo – zimą, wiosną i jesienią – po 18-19 blokowiska przypominają pustynie, po której z rzadka przemyka skulony przechodzień. Kiedy zaś już zrobi się zielono, kiedy dni staną się dłuższe, a noce gorące, to sytuacja zmienia się diametralnie – na blokowiskach niemalże tłoczno, a w każdym razie gwarno. Choć może gwarno to nieco za mało powiedziane, bo bywa przecie tak głośno, jak w centrum sporego miasta w środku dnia.
28.05.2007 | aktual.: 28.05.2007 12:39
Nocne życie kwitnie, a w związku z nim ukształtowały się już nawet pewne zwyczaje. To znaczy nie tyle same się ukształtowały, ile są produkcją uczestników tego nocnego życia, którym też parę słów się należy. Jeszcze kilka lat temu tu i tam można się było natknąć na grupki 16-20latków, prowadzących pod piwko „nocne rodaków rozmowy”, w których dominował zwyczajowo używany jako przecinek, partykuła, wykrzyknik i co-tylko-byście-nie-chcieli powszechnie znany wyraz na „k”, oznaczający kobiety lekkiego prowadzenia się i takiegoż autoramentu.
Pod nocnymi zaś, których na blokowiskach mrowie, stały zazwyczaj grupy „wibracyjnych” – znaczy takich, co to już mają dygotkę od liczby wanien spożytego w życiu alkoholu. Było – w zasadzie – bezpiecznie, o ile oczywiście ktoś był lokatorem takiego blokowiska, które przecie w porywach liczbą mieszkańców przegania spore całkiem miasteczka. Dziś grupek jest jakby więcej i jakby kapkę niższa jest ich średnia wieku, bo to przeważnie gimnazjaliści czyli 13-16latki. Okupują starannie (czytaj: osłonięte krzakami) wybrane ławki, betonowe stoły do ping-ponga, place zabaw (o ile takie istnieją) itp. Zaopatrzeni są w baterie piw, a i „małpka” (ćwiara) się zdarzy.
W okolicy biegają sobie bez smyczy i kagańca pieski ras przeróżnych – przeważnie pitbulle i amstafy, ewentualnie ich skundlone wersje. Grupki te charakteryzują się dość dużą symfonicznością, to znaczy, że rozmowy prowadzone są już nawet nie podniesionym głosem, ale krzykiem. Jedno się nie zmieniło – nieśmiertelny wyraz na „k”. W przeciwieństwie jednak do zdecydowanie jednopłciowego charakteru dawniejszych, obecne są dwupłciowe, co powoduje, że w okolicznych krzakach kwitnie życie płciowe, częstokroć tuż pod oknami pobliskich bloków i na dodatek pod bacznym okiem wścibskich sąsiadów – nie zliczę ile razy słyszałem już historyjkę o tym, jak to jeden młodzian molestował panienkę wprost pod oknami swego sąsiada, który gapił się na akt ten z niezmiernym zainteresowaniem.
O ile dawniej grupki „piwne” można było nazwać stacjonarnymi, bo zakotwiczywszy się w jednym miejscu, w nim do białego czasem rana pozostawała, to obecne należałoby nazwać mobilnymi, bowiem wyczerpawszy zapas piwa, co dość szybko się dzieje, dostają choroby wędrownej i zaczynają peregrynacje od jednego nocnego do drugiego, lub na jaką pobliską stację benzynową, na których przecie spirytualia dostępne są 24 godziny na dobę. Przemarsze takie odbywają się zazwyczaj przy wtórze dzikich ryków, mających być kibolskimi zaśpiewami – bez względu na to, czy wędrownicy kibicują jakiejkolwiek drużynie, czy nie.
Zobacz również
Znalezienie się na drodze takich Jasiów (i Marysiów) Wędrowniczków może czasem skończyć się nieciekawie – na przykład lekkim wstrząśnieniem mózgu, czy nadwerężoną szczęką, przy czym z góry przechlapane mają wibracyjni, bo tych wędrownicy tępią namiętnie. Choć i na zwykłego, szarego Kowalskiego też paść może. W trakcie przemarszów trafiają się również rozrywki w postaci włączania alarmów mijanych aut via urywanie lusterek, czy zwijanie rozwieszonego na parterowym balkonie prania i rozwłóczenie go po okolicy lub też wrzucenie na tenże balkon petardy czy tym podobne. Trzeba jednak przyznać, że są to zjawiska sporadyczne. Jeśli na blokowisku jest jaki pasaż handlowy, to po paru takich przemarszach grupka w nim się lokuje i pozostaje do rozejścia się, zazwyczaj w okolicach bladego świtu – wszak w takim pasażu pod ręką jest zazwyczaj nocny, w którym można uzupełniać na bieżąco zapasy chmielowego napoju.
Nie trzeba chyba dodawać, że wtedy zakupy w nocnym mogą być mocno ryzykowne – nawet jeśli wyskakuje się tylko po papierosy. Jeśli takie grupki przypadkowo nie urzędują na blokowisku, ale rządzą na mieście, to wracając na swoje upatrują sobie czasem w środku komunikacji jaką ofiarę, której się czepiają jeszcze w czasie jazdy, by po wyjściu z tramwaju czy autobusu się z nią zabawić. Z zastosowaniem przemocy oczywiście. Podróże na miasto nie oznaczają bynajmniej tego, że danej nocy grupka taka nie pourzęduje na blokowisku – wręcz przeciwnie, podróże tylko dodają ochoty.
Do liczby zachwycających zwyczajów blokowiskowych dorzucić też należy kibolskie trąby, a raczej ich wykorzystanie. Wykorzystanie sporadyczne, to znaczy przeraźliwe trąbienie co jakiś, bliżej nieokreślony czas. Trąbienie tak przeraźliwe, że umarłego może na nogi postawić. Nocne zwyczaje nie ograniczają się tylko do życia blokowiskowego – może być też domowe, jeśli akurat trafi się wolna chata. Bywa wtedy tak głośno, że tańczyć można od parteru do ostatniego piętra, a cechą charakterystyczną takich imprez jest także i to, że na balkonach kwitnie życie seksualne, rozpoznawalne przeraźliwym łomotem barierek. Przechodzenie pod oknami mieszkania, w którym leci taka impreza jest mocno ryzykowne, bo lecą przez nie butelki i inne nieciekawe przedmioty.
Świetnie podsumowuje te nocne zjawiska blokowiskowe zdanie „nie surwiwale, nie kurna, paintball, ale weź się przejdź osiedlem” i to jest chyba święta prawda. Może więc z blokowisk zrobić atrakcję turystyczną podczas mistrzostw w piłce kopanej dla żądnych szczególnych wrażeń? Skoro ludzie płacą grube pieniądze za szkoły przetrwania, to pewnie zapłacą i za to. I pomyśleć, że kilkanaście lat temu oburzenie budzić potrafił rozlegający się nagle w środku nocy brzęk butelek i żałosny krzyk „Luuuudzie! dlaczego jeszcze nie śpicie?!”.
chrabja