Trwa ładowanie...
01-10-2007 11:38

Zadra w sercu wojownika

Zadra w sercu wojownikaŹródło: kif
d1r07ta
d1r07ta

Marek Piotrowski - mistrze świata w kick-boxingu

Urodził się w roku 1964 w miejscowości Dębe Wielkie koło Mińska Mazowieckiego. Jako dwudziestolatek zdobył tytuł mistrza Polski juniorów w karate, a rok później został mistrzem Polski wśród seniorów. W roku 1987 karate zamienił na kick-boxing w formule full-contact i w krótkim czasie został amatorskim mistrzem świata w kategorii 81 kg.
W maju 1988 roku wyjechał do Stanów Zjednoczonych z konkretnym zamiarem zdobycia tytułu mistrza świata zawodowców. Zwyciężył tam niepokonanego dotychczas Ricka Roufusa i zdobył tytuł zawodowego mistrza USA. Przy okazji zasłużył sobie na przydomek Punisher (w wolnym tłumaczeniu: karzący, wymierzający karę). Następnie pokonał – równie sławnego jak Roufus – dotychczasowego mistrza świata – Dona Wilsona. I tak po 14 miesiącach pobytu w USA został mu przyznany tytuł zawodowego mistrza świata.
Do roku 1991 wygrał 42 prestiżowe walki z najlepszymi zawodnikami Ameryki i Europy. Roufus stanął do walki z Polakiem po raz drugi i ten pojedynek wygrał. Drugą porażkę Marek odniósł w walce z równie sławnym Bobem Karmanem. Z obiektywnego punktu widzenia te dwie porażki niewiele znaczą na tle 42 zwycięstw, lecz Marek wciąż nie może o nich zapomnieć, tym bardziej, że nie dostał później szans na rewanż. W sumie tytuł mistrza świata w kick-boxingu był mu przyznawany 9 razy!
Niezależnie od kick-boxingu, Marek uprawiał również boks zawodowy, staczając 21 pojedynków w latach 1992 – 96. Wygrał wszystkie, a następnie zakończył karierę sportową, do czego przyczyniły się niedomagania natury zdrowotnej. Do Polski powrócił w 2002 r.
Trzy razy został wybrany do pierwszej dziesiątki w plebiscycie na najlepszych sportowców Polski „Przeglądu Sportowego” – dwukrotnie był na drugim miejscu. Amerykańscy specjaliści uznali go za jednego z dwóch najlepszych kick-boxerów lat dziewięćdziesiątych. Obecnie Marek Piotrowski jest instruktorem boksu i kick-boxingu w Mińsku Mazowieckim (Studium Języków Obcych przy ul. Małej 6).

Rozmowa z Markiem Piotrowskim, mistrzem świata w kick-boxingu
Czy po dwudziestu z górką latach wypełnionych walkami nie czuje Pan przesytu tym sportem?
Raczej niedosyt. Nie wyrównałem rachunków z zawodnikami, którzy mnie pokonali, czyli z Roufusem i Kamanem. To tylko dwie porażki na około 80 walk stoczonych we wszystkich formach, ale jednak!

Przecież był Pan aż dziewięć razy mistrzem świata! Rzadko słyszy się o kimś, kto ma na koncie takie sukcesy.
Sukcesów, rzeczywiście, było wiele. Ja jednak nie mierzę tego liczbą zdobytych tytułów. Dla mnie bardziej istotne jest to, z kim walczyłem i jak te walki wyglądały, a potykałem się z największymi asami kick-boxingu. Przegrałem tylko dwie walki i to z wybitnymi postaciami tego sportu. Uważam jednak, że powinienem otrzymać szansę wyrównania rachunków. Stąd niedosyt.

d1r07ta

To zrozumiałe, że człowiek przed odejściem na sportową emeryturę chciałby pozostawić wszystko zapięte na ostatni guzik, ale sam Pan wie najlepiej, że sport wyczynowy wiąże się z ryzykiem, przed którym zresztą Pan też się nie ustrzegł. A ponieważ kick-boxing to nie gra w ping-ponga, więc…
Ryzyko jest wkalkulowane w uprawianie wyczynu. Ja też nie wyszedłem z tego bez szwanku. Nie chciałbym jednak wdawać się w spekulacje dotyczące moich problemów zdrowotnych. Może kiedyś… Ja uważam, że jest jeszcze wiele niewyjaśnionych kwestii. Zaspokoję jednak ludzką ciekawość – jestem nadal na tyle sprawny, by uczestniczyć aktywnie w prowadzeniu zajęć w mojej szkółce w Mińsku Mazowieckim i obserwuję zdrowotny progres.

d1r07ta

Jakie w ogóle cechy psychiczne zafundowała Panu matka natura, które okazały się niezbędne do uprawiania sportów walki?
Pracowitość, wytrwałość i konsekwencję. Są to podstawowe cechy, dzięki którym w każdej dziedzinie życia można robić postępy, nie tylko w karate czy w kick-boxingu. Za to kiedy już wejdzie się na ring, trzeba zademonstrować waleczność i nieustępliwość. Przeciwnik musi czuć, że takim się jest naprawdę.

Czy będąc już na ringu, lepiej przyjąć postawę nonszalancką „na luzie”, czy raczej należy demonstrować poczucie przewagi, panowania nad wszystkim?
Pewność siebie to bardzo ważna cecha w sportach walki, łączy się ona ze świadomością poziomu swoich umiejętności. Nie wolno pozwolić sobie na nonszalancję i lekceważenie przeciwnika. Taka postawa może przynieść bolesne konsekwencje.

Rozumiem, że mistrz ma być spokojny, zimny i pewny siebie?
Taka postawa jest właściwa, ale nie wolno zapominać o tym, że jest to dyscyplina sportu, w której sukces gwarantuje zespół cech psychomotorycznych, a sama postawa wobec przeciwnika nie gwarantuje sukcesu. Właściwe zgranie wszystkich elementów przygotowania daje dopiero efekt, o jaki nam chodzi.

d1r07ta

Ale chyba można te cechy wykształcić w trakcie treningów?
Wiele z nich na pewno tak, ale nie można zapominać, że przychodzimy na świat z zespołem cech wrodzonych, które są zdeterminowane genetycznie i z niektórymi z nich niewiele można zrobić. Taką cechą jest np. szybkość, którą tylko nieznacznie można poprawić.

d1r07ta

Czy to oznacza, że nie wolno się bać?
Myślę, że nawet trzeba. Są jednak różne formy tak zwanego strachu. Strach w sensie pewnego szacunku do przeciwnika i braku nonszalancji – to tak. Strach, który mrozi i paraliżuje, spina, usztywnia – z pewnością nie.

A co jest najgorsze w tym sporcie?
Jeżeli chodzi o efektywność na ringu, to na pewno najbardziej niepożądaną cechą jest nieumiejętność zaprezentowania tego, co było kształtowane w procesie treningowym, a tu już dotykamy znaczenia odporności psychicznej.

d1r07ta

Może więc niezbędne jest najpierw stoczenie walki ze stresem?
Tak, na pewno! To jednak nie walka, ale wojna, jaka odbywa się przez cały okres kariery zawodniczej. Trzeba pamiętać, że stres w sensie pewnego lęku, obawy, czujności – jest przyjacielem zawodnika. Dzięki temu uczuciu nie lekceważy się treningów, które nas przygotowują do tej konfrontacji. Trzeba mieć otwarty umysł na wszelkie ewentualności.

Nietrudno zauważyć, że w tym sporcie „ewentualności” oznaczają po prostu ryzyko…
Ryzyko jest jednym z podstawowych elementów rywalizacji sportowej. W sportach walki dochodzi do jeszcze większej jego intensyfikacji. Ja zdawałem sobie z tego sprawę od samego początku wejścia na tę drogę. Test jest ekstremalny, ale przez to sukces jest bardziej doceniany, a porażka też bardziej boli.

Czy bardziej czuje się ból, gdy się przegrywa walkę?
Ból fizyczny jest odczuwalny bez względu na wynik i jest bardziej zależny od przebiegu walki niż od wyniku. Są wygrane walki okupione cierpieniem i są przegrane „bezboleśnie” w sensie fizycznym. Ból innego rodzaju to zetknięcie się z porażką jako z czymś najbardziej niepożądanym. Trenuje się przecież z zamiarem zwycięstwa miesiącami, niekiedy nawet latami, mając na uwadze upragniony efekt. Porażka to zadra w sercu wojownika, który powinien pragnąć jej zmazania. Nie zawsze jest to mu dane. Myślę jednak, tak jest w moim wypadku, że dla prawdziwego zawodnika fizyczny lęk przed bólem nie istnieje.

d1r07ta

Zawsze tak było? Tego już tak dobrze nie pamiętam. Zacząłem trenować w roku 1979, od tamtej pory minęło wiele lat. Myślę jednak, że progresywnie dowiadywałem się o tym.

Jaką rolę w kick-boxingu gra siła fizyczna?
To bardzo ważna cecha motoryczna. Przejawia się jednak trochę inaczej niż w sportach siłowych. W sportach walki jest ona powiązana z szybkością i wtedy daje to efekt. Ale nie wolno zapominać o technice i wytrzymałości. Jak powiedziałem, wyniki w sportach walki są uzależnione od odpowiedniego zbalansowania wszystkich cech psychomotorycznych.

Jak ceni Pan swoje zwycięstwa?
W różny sposób. Jedne bardziej, inne mniej. Wiadomo, że wychodząc do walki, robi się to z myślą o zwycięstwie. Jedne zwycięstwa są bardziej istotne dla przebiegu kariery, inne są mniej znaczące. Podobnie jest z porażkami.

Sport kojarzy się również z faulami. Dużo tych fauli jest w kick-boxingu?
Myślę, że znacznie mniej niż w innych dyscyplinach sportu. Uważam jednak, że w porównaniu z innymi dyscyplinami ich liczba jest marginalna. Jestem zdania, że sporty walki są moralnie czyste. Przepisy są ustalone i zaakceptowane. Widoczna jest też absencja agresji po zakończonej walce. Inna sprawa, to fakt, że jest to dyscyplina sportu, w której można pobić drugiego człowieka w obliczu prawa.

Jaki styl tego „bicia” uważa Pan za bardziej korzystny – ofensywny czy defensywny?
Jest to kwestia bardzo indywidualna. Ja byłem zawodnikiem skrajnie ofensywnym, ale zdarzały mi się walki, w których pokazywałem spore umiejętności defensywne, na przykład podczas pojedynku z Bobem Thurmanem. Wierzę jednak w to, że zawodnik powinien potrafić wszystko i być możliwie najbardziej wszechstronny.

Jak z punktu widzenia profesjonalisty ocenia Pan filmy z udziałem dawnych mistrzów sztuki walki – Chucka Norrisa, Jean-Claude van Damme’a czy Jackie Chana?
Przede wszystkim nie wolno mieszać filmu i prawdziwej sceny walki. Szanuję oczywiście sprawność tych aktorów, ale trzeba pamiętać, że to jest film, gdzie sceny są powtarzane wielokrotnie aż do pełnego zadowolenia reżysera i aktorów. W realnej walce, jaka odbywa się na ringu, takiej szansy nie ma. Tam decydują ułamki sekund i nie ma szans na duble.

Ale musi Pan przyznać, że oni też są bardzo sprawni…
Cenię oczywiście sprawność aktorów i wiem, że w wielu aspektach sprawnościowych przewyższają „wojowników ringu”. Ale jeśli chodzi o samą walkę, to film i realna konfrontacja niewiele mają ze sobą wspólnego.
Dziękuję za rozmowę. Mirosław Gołąb

d1r07ta
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1r07ta