Roman Dmowski – poświęcił się polityce po zawodzie miłosnym
07.01.2017 13:03
Od jego śmierci minęło już blisko 80 lat, lecz do dziś jest jednym z najbardziej znanych polskich polityków z przełomu XIX i XX wieku. I mimo że w niektórych środowiskach jego osoba budzi kontrowersje, to właśnie jego – obok marszałka Józefa Piłsudskiego – uważa się za ojca polskiej niepodległości. W przeciwieństwie do swego wielkiego adwersarza praktycznie nigdy, jeśli nie liczyć krótkiego, zaledwie kilkumiesięcznego epizodu na stanowisku ministra spraw zagranicznych, nie sprawował realnej władzy, ale jego wpływu na polską politykę nie da się przecenić. Jego najsłynniejszą maksymą było: „Jestem Polakiem, więc mam obowiązki polskie”.
7 stycznia 1939 roku na Cmentarzu Bródnowskim w Warszawie odbył się pogrzeb Romana Dmowskiego, twórcy i przywódcy polskiej endecji – Obozu Narodowo-Demokratycznego. Pogrzeb „Pana Romana”, jak go powszechnie zwano, zgromadził ponad 200 tysięcy ludzi i był jedną z największych manifestacji w przedwojennej Polsce.
Piłsudski odbił mu dziewczynę
Roman Dmowski był typowym homo politicus. Działalności publicznej poświęcił wszystko. Nie założył rodziny, praktycznie nie miał też życia prywatnego. Podobno było to efektem zawodu miłosnego, jaki przeżył w młodości. Zakochał się wówczas w Marii Juszkiewiczowej, późniejszej żonie Józefa Piłsudskiego.
Maria odrzuciła awanse młodego mężczyzny. Odrzuciła, mimo iż Dmowski mógł zaimponować nawet najbardziej atrakcyjnej kobiecie. Wysoki (miał 179 cm wzrostu), ciemny blondyn, zawsze schludnie i starannie ubrany w stylu anglosaskim, budził respekt inteligencją, oczytaniem, wiedzą (znał biegle pięć współczesnych języków obcych, a także łacinę i grekę) oraz dużym poczuciem humoru.
Potrafił żartować nawet z siebie. Pytany pod koniec życia o to, jak ocenia swój wygląd z perspektywy lat, odparł: „Mam oblicze rozpustnika pozującego na męża stanu”. Duże poczucie humoru nie przeszkadzało mu jednak pozostawać w działalności politycznej zimnym realistą. Może właśnie dlatego atrakcyjna Maria przedłożyła nad niego wychowanego na wieszczach romantyka – Piłsudskiego.
Polki to nie Japonki – niestety
Dmowski nie zapomniał tej bolesnej nauczki do końca życia. Gdy w trakcie wizyty w Japonii, a było to jeszcze przed I wojną światową, jeden z tamtejszych polityków zapytał go, dlaczego wciąż jest kawalerem, odparł: „Gdyby nasze kobiety były tak ciche i posłuszne jak wasze, dawno byłbym się ożenił. Ale u nas człowiek w małżeństwie zanadto musi żonie służyć i to często przeszkadza służyć innym sprawom”.
Przyznajmy, niezbyt to była elegancka i grzeczna wypowiedź o Polkach. W ustach przestrzegającego zawsze zasad bon tonu Dmowskiego był to ewenement. Coś musiało go bardzo zaboleć. Do końca życia myślał już tylko o polityce.
Polska nie ma wiecznych przyjaciół
Dmowski odrzucił, dotychczas w Polsce dominujące, poglądy romantyczne. Uważał, trawestując znaną tezę polityki brytyjskiej, że „Polska nie ma wiecznych wrogów ani wiecznych przyjaciół, ma tylko wieczne interesy”.
Kierując się tym poglądem (egoizmem narodowym), postawił na dogadanie się z Rosją. Sam był obywatelem Cesarstwa Rosyjskiego, mieszkańcem podległego carowi Królestwa Polskiego, które w zaborczej nomenklaturze figurowało jako Priwislanskij Kraj. W tej zachodniej prowincji imperium nawet mówienie po polsku nie było dobrze widziane. Dominował kurs na rusyfikację – przede wszystkim w oświacie.
Prowadzenie działalności politycznej było w takich warunkach aktem sporej odwagi. Romanowi Dmowskiemu, synowi prostego brukarza z warszawskiej Pragi, udało się pogodzić to, co praktycznie do pogodzenia nie było. Prowadził niezależną i w znacznej części jawną polską akcję polityczną we wrogim jakimkolwiek przejawom polskości otoczeniu.
Aż do wybuchu I wojny światowej uważał, że podstawowym zadaniem myślących patriotycznie Polaków powinno być niedopuszczenie do odtworzenia się sojuszu Petersburga z Berlinem. Gdyby do tego doszło, Polska musiałaby na długo pożegnać się z marzeniami o niepodległości. Dlatego zwalczał wszystko to, co, jego zdaniem, mogło do takiej współpracy doprowadzić – w tym rewolucyjną irredentę socjalistów Piłsudskiego.
Dmowski niepodległości pragnął ponad wszystko i do niej dążył. Dążył, zasiadając w pierwszym rosyjskim parlamencie – Dumie – w roku 1907. Początkowo nieśmiało, a po wybuchu I wojny światowej już jawnie nawoływał do odbudowy państwa polskiego, choć pod berłem cara.
Jego elokwencja budziła podziw Europy
Rok 1917 i dwie kolejne rewolucje rosyjskie położyły kres tym planom. Dmowski jako realista natychmiast się z tym pogodził. Był w tym czasie już na Zachodzie. Odegrał tam wielką rolę w budowaniu silnej pozycji powstającej do niepodległego bytu Polski. W 1919 roku został Delegatem Pełnomocnym Polski na konferencję pokojową w Paryżu. Wsławił się tam wygłoszeniem pięciogodzinnej mowy, w której zawarł całość polskich żądań terytorialnych. Mowę tę sam tłumaczył na języki francuski i angielski, co wzbudziło podziw zgromadzonych w stolicy Francji polityków.
Dmowski, Piłsudski - konflikt wielkich indywidualności
W tym czasie Dmowski fantastycznie uzupełniał się z Piłsudskim. Jeden walczył o interesy Polski na dyplomatycznych salonach i konferencjach, drugi rozszerzał granice państwa środkami militarnymi.
Konflikt wielkich osobowości, choć uśpiony, trwał jednak nadal i co pewien czas dawał znać o sobie. Tak było na przykład w czasie wojny polsko-bolszewickiej w roku 1920 i w latach późniejszych, gdy Piłsudski, czasowo, odsunął się od działalności publicznej. Zamach majowy w 1926 roku, który dał piłsudczykom władzę w Polsce, dolał jeszcze oliwy do ognia.
Piłsudczycy z jednej strony, a endecy z drugiej podzielili Polaków na dwa zwalczające się obozy. Wrogości nie zakończyły śmierci liderów obu środowisk – Piłsudskiego w 1935 roku i Dmowskiego cztery lata później, a nawet wojna w 1939 roku.
Główny grzech - antysemityzm
Piłsudczykom, a obok nich środowiskom liberalnym i lewicowym, trudno było zaakceptować nacjonalistyczne poglądy Dmowskiego i całego ruchu narodowego, który wielonarodowościową II Rzeczpospolitą chciał uczynić państwem monoetnicznym. Awersję marszałka i jego współpracowników budził też antysemityzm endeków. Piłsudski nie byłby w stanie podpisać się pod opinią Dmowskiego, głoszącego w jednym ze swoich pism, że: „Gdyby Polska nie miała tylu Żydów, nigdy by nie było rozbiorów”.
Dopiero wojna i powojenny reżim komunistyczny, który przez lata z równą niechęcią traktował i piłsudczyków, i endeków, zakopały rowy dzielące zwolenników tych dwóch kierunków.
Organizowany przez narodowców Marsz Niepodległości dawno stracił swój czysto endecki wymiar. Jego uczestnicy składają kwiaty i przed pomnikiem Marszałka i przed pomnikiem Romana Dmowskiego. Do spuścizny po obu tych postaciach przyznaje się także Prawo i Sprawiedliwość (przez lata postrzegane jako partia piłsudczykowska) i Platforma Obywatelska. Oba ugrupowania nie podchodzą jednak do tej spuścizny bezkrytycznie – zdecydowanie odrzucając wszelkie przejawy antysemityzmu.
Giertych nie przyjąłby go do partii
Antysemityzm właśnie, bezsprzecznie występujący w myśli Dmowskiego, jest powodem, że od postaci Pana Romana zdecydowanie odcinają się wszelkiej maści politycy lewicowi i liberalni. Co ciekawe, dystans wobec Dmowskiego zaznaczył także Roman Giertych, dawny przywódca Młodzieży Wszechpolskiej i lider Ligi Polskich Rodzin, którego dziadek należał do jego najbliższych współpracowników. Pytany w 2006 roku o to, czy przyjąłby Dmowskiego do swojej partii, Giertych stwierdził: „Ja oczywiście nigdy nie przyjąłbym do Ligi Polskich Rodzin polityka z tak otwarcie antysemickimi poglądami”.
Jak widać, Dmowski wciąż jest politykiem kontrowersyjnym.